|| | ||| okładka | intro | spis treści | redakcyjne | prenumerata | adv.
Magazyn Prawdziwych Internautów
numer 25:. aktualności | komputery | internet | kultura ||| || |

 

Is the scene dead?

Is the scene dead? Ile razy zdarzyło się nam czytać tak zatytyłowany tekst? Nigdy? W takim razie chyba niewiele czytaliśmy. Ponieważ każdy chyba textwriter zdążył zająć się już tym problemem, nadeszła i moja kolej. Zajmę się tym - bardzo swego czasu popularnym - tematem, ale trochę od drugiej strony. Zastawia mnie bowiem, dlaczego artykuły o tej tematyce stały się tak popularne. Aha - any resemblance is purely coincidential :).

W czasach kiedy scena komputerowa była środowiskiem zamkniętym niczym obecnie elitarne "kluby biznesmenów" (dawniej potocznie zwane domami publicznymi) oprócz typowych produkcji, takich jak intra oraz dema, grupy scenowe wydawały też gazetki, noszące nazwę zinów.

Można by dorobić tutaj całą hipotezę dotyczącą genezy tego typu dzieł sztuki. Nie ulega bowiem wątpliwości, że każde dzieło scenowe jest dziełem sztuki tego specyficznego jej gatunku. Jak to w życiu - bywają i lepsze i gorsze, mniej i bardziej udane, jednak jest to bez wyjątku sztuka.

Być może niektórzy pamiętają, że pierwsze dema tworzone były według bardzo podobnego schematu. Głównym elementem był scroll, czyli przesuwający się tekst. Do tego muzyczka umilająca czytanie i parę elementów graficznych, stanowiących z początku cały design dema. Tego typu produkcje możnaby nazwać po prostu scrollmo. Wraz ze zwiększaniem umiejętności koderów oraz, co też nie jest bez znaczenia, możliwości komputerów, "scrollma" zaczęły być coraz bardziej skomplikowane. Najpierw stawały się wieloczęściowe, z całkowicie odmiennym designem każdej części. Przybywało wodotrysków, sprite'ów (ruchomych obiektów na ekranie), efektów. Tak narodziło się trackmo, czyli demo które składa się całkowicie z efektów, synchronizowanych z muzyką. Scroll w takim demie - jeśli w ogóle się pojawia - jest zjawiskiem marginalnym. Trackmo to multimedialny pokaz, gdzie główną rolę odgrywa animacja obiektów, a pojęcie designu obejmuje już nie tylko dobór i jakość grafiki, ale również sekwencję części i ich logiczne następstwo.

O ile trackmo można uznać za następstwo ewolucji dem w stronę efektów, to zin mógłby stanowić ich rozwój w stronę scrolla. Tyle, że tekst staje się na tyle długi, że zamiast scrollować go przez kilkanaście minut, umieszcza się go w formie artykułu i pozwala czytać niczym gazetę. Początkowo artykuły pisane były przez twórców zina. Koderzy pisali o kodowaniu, muzycy o trackowaniu, swapperzy o swapowaniu. Zaletą tego rozwiązania była wysoka jakość merytoryczna tekstów. Każdy pisał o tym, na czym się znał. Okrasą zina były teksty ogólnofilozoficzne, pisane przez każdego, kto wykazywał takie zacięcie. Z czasem wykształciła się osobna funkcja textwritera, który zasilał zin odpowiednią ilością tekstów. Ponieważ ilość nieczęsto idzie w parze z jakością, dobry zin korzystał z pracy wielu textwriterów.

Wróćmy jednak do tematu rozważań. Otóż bardzo ciekawym zjawiskiem było to, że w większości zinów z mniejszą lub większą regularnością pojawiały się artykuły pod hasłem "Is the scene dead". Przez wiele wiele lat istnienia sceny wypisano dziesiątki kilobajtów tekstu na ten właśnie temat.

Scena charakteryzuje się podatnością na zjawisko kultowości. Immanentnym elementem sceny jest istnienie idoli, wzroców do naśladowania. Jeśli demka mają za zadanie zaprezentować umiejętności grup, to siłą rzeczy ci najlepsi są powszechnie podziwiani.

SnowMan z Horneta opowiadał kiedyś, że w czasie oglądania Dope / Complex na którymś z wczesnych NAID (North American International Demoparty) płakał ze wzruszenia. Tak, atmosfera kilkuset osób wpatrujących się w ciszy w bigscreen'a może poruszyć do głębi. Zwłaszcza jeśli na ekranie dzieje się coś, czego do tej pory nikomu wcześniej nie udało się dokonać. Scena żyje w atmosferze przełamywania kolejnych barier. World's first. Pierwszy pełnoekranowy raster (ZX Spectrum), pierwsze sprite'y na borderze (C64), pierwsze demo w 640x480 (PC)... i tak dalej. Dlatego scena jest nostalgiczna. Wspomina się przełomowe momenty, nierozwiązywalne niegdyś problemy, które zostały dawno rozwiązane, największe dokonania.

Dlaczego więc "is the scene dead"? To proste - ludzie, którzy dokonali rzeczy wielkich, przechodzą do historii. Technologia idzie do przodu, czyniąc banalnym to co wcześniej było bardzo trudne. Te zmiany sprawiają czasem że to, co było kultowe, przestaje nagle mieć jakiekolwiek znaczenie. Towarzyszy temu uczucie straty czegoś ważnego. Dlatego scena ciągle umiera i ciągle rodzi się na nowo. Dla kogoś, kto jest z nią silnie związany emocjonalnie, jest to dość trudne. Ale to też stanowi o jej pięknie.

W nastepnej części artykułu zajmę się ostatnimi latami w dziejach sceny, tym co stało się dla niej ostatnio charakterystyczne. Spróbuję także odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie.

Radosław [radxcell] Naremski


copyrights PRO - Magazyn Prawdziwych Internautów 2002 [ aktualności | komputery | internet | kultura ] 24
<--poprzednia strona | do góry | spis treści | następna strona-->