Is
the scene dead?
Is the
scene dead? Ile razy zdarzyło się nam czytać tak zatytyłowany tekst?
Nigdy? W takim razie chyba niewiele czytaliśmy. Ponieważ każdy chyba
textwriter zdążył zająć się już tym problemem, nadeszła i moja kolej.
Zajmę się tym - bardzo swego czasu popularnym - tematem, ale trochę
od drugiej strony. Zastawia mnie bowiem, dlaczego artykuły o tej tematyce
stały się tak popularne. Aha - any resemblance is purely coincidential
:).
W czasach
kiedy scena komputerowa była środowiskiem zamkniętym niczym obecnie
elitarne "kluby biznesmenów" (dawniej potocznie zwane domami
publicznymi) oprócz typowych produkcji, takich jak intra oraz dema,
grupy scenowe wydawały też gazetki, noszące nazwę zinów.
Można
by dorobić tutaj całą hipotezę dotyczącą genezy tego typu dzieł sztuki.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że każde dzieło scenowe jest dziełem sztuki
tego specyficznego jej gatunku. Jak to w życiu - bywają i lepsze i gorsze,
mniej i bardziej udane, jednak jest to bez wyjątku sztuka.
Być może
niektórzy pamiętają, że pierwsze dema tworzone były według bardzo podobnego
schematu. Głównym elementem był scroll, czyli przesuwający się tekst.
Do tego muzyczka umilająca czytanie i parę elementów graficznych, stanowiących
z początku cały design dema. Tego typu produkcje możnaby nazwać po prostu
scrollmo. Wraz ze zwiększaniem umiejętności koderów oraz, co też nie
jest bez znaczenia, możliwości komputerów, "scrollma" zaczęły
być coraz bardziej skomplikowane. Najpierw stawały się wieloczęściowe,
z całkowicie odmiennym designem każdej części. Przybywało wodotrysków,
sprite'ów (ruchomych obiektów na ekranie), efektów. Tak narodziło się
trackmo, czyli demo które składa się całkowicie z efektów, synchronizowanych
z muzyką. Scroll w takim demie - jeśli w ogóle się pojawia - jest zjawiskiem
marginalnym. Trackmo to multimedialny pokaz, gdzie główną rolę odgrywa
animacja obiektów, a pojęcie designu obejmuje już nie tylko dobór i
jakość grafiki, ale również sekwencję części i ich logiczne następstwo.
O ile
trackmo można uznać za następstwo ewolucji dem w stronę efektów, to
zin mógłby stanowić ich rozwój w stronę scrolla. Tyle, że tekst staje
się na tyle długi, że zamiast scrollować go przez kilkanaście minut,
umieszcza się go w formie artykułu i pozwala czytać niczym gazetę. Początkowo
artykuły pisane były przez twórców zina. Koderzy pisali o kodowaniu,
muzycy o trackowaniu, swapperzy o swapowaniu. Zaletą tego rozwiązania
była wysoka jakość merytoryczna tekstów. Każdy pisał o tym, na czym
się znał. Okrasą zina były teksty ogólnofilozoficzne, pisane przez każdego,
kto wykazywał takie zacięcie. Z czasem wykształciła się osobna funkcja
textwritera, który zasilał zin odpowiednią ilością tekstów. Ponieważ
ilość nieczęsto idzie w parze z jakością, dobry zin korzystał z pracy
wielu textwriterów.
Wróćmy
jednak do tematu rozważań. Otóż bardzo ciekawym zjawiskiem było to,
że w większości zinów z mniejszą lub większą regularnością pojawiały
się artykuły pod hasłem "Is the scene dead". Przez wiele wiele
lat istnienia sceny wypisano dziesiątki kilobajtów tekstu na ten właśnie
temat.
Scena
charakteryzuje się podatnością na zjawisko kultowości. Immanentnym elementem
sceny jest istnienie idoli, wzroców do naśladowania. Jeśli demka mają
za zadanie zaprezentować umiejętności grup, to siłą rzeczy ci najlepsi
są powszechnie podziwiani.
SnowMan
z Horneta opowiadał kiedyś, że w czasie oglądania Dope / Complex na
którymś z wczesnych NAID (North American International Demoparty) płakał
ze wzruszenia. Tak, atmosfera kilkuset osób wpatrujących się w ciszy
w bigscreen'a może poruszyć do głębi. Zwłaszcza jeśli na ekranie dzieje
się coś, czego do tej pory nikomu wcześniej nie udało się dokonać. Scena
żyje w atmosferze przełamywania kolejnych barier. World's first. Pierwszy
pełnoekranowy raster (ZX Spectrum), pierwsze sprite'y na borderze (C64),
pierwsze demo w 640x480 (PC)... i tak dalej. Dlatego scena jest nostalgiczna.
Wspomina
się przełomowe momenty, nierozwiązywalne niegdyś problemy, które zostały
dawno rozwiązane, największe dokonania.
Dlaczego
więc "is the scene dead"? To proste - ludzie, którzy dokonali
rzeczy wielkich, przechodzą do historii. Technologia idzie do przodu,
czyniąc banalnym to co wcześniej było bardzo trudne. Te zmiany sprawiają
czasem że to, co było kultowe, przestaje nagle mieć jakiekolwiek znaczenie.
Towarzyszy temu uczucie straty czegoś ważnego. Dlatego scena ciągle
umiera i ciągle rodzi się na nowo. Dla kogoś, kto jest z nią silnie
związany emocjonalnie, jest to dość trudne. Ale to też stanowi o jej
pięknie.
W nastepnej
części artykułu zajmę się ostatnimi latami w dziejach sceny, tym co
stało się dla niej ostatnio charakterystyczne. Spróbuję także odpowiedzieć
na postawione w tytule pytanie.
Radosław
[radxcell] Naremski