READY www.MarketExpect.com

smutek augusta #4 . gerald . poezja kraft . k-pax . przesy│ka z salonik . znikn▒│ sobie ch│opiec

READY

GERALD
Saga o Geraldzie
(na podstawie list≤w do ukochanej)

Witaj, o Pani serca mego! Jako s│uga tw≤j uni┐ony pragnΩ mi│o╢µ sw▒ wyjawiµ, lecz uczuµ tych na papier przelaµ siΩ nie godzi, albowiem w oczy Twe g│Ωboko spojrzeµ pragnΩ i s│owa godne samej ksiΩ┐niczki oddaµ. O Pani! tΩskniΩ za Tob▒, i na los okrutny, kt≤ry nas w ten perfidnie podstΩpny spos≤b rozdzieli│, z│orzeczΩ. ZaprawdΩ powiadam! nadejdzie dzie± w kt≤rym serca nasze po│▒cz▒ siΩ na wieki i nic nas rozdzieliµ nie zdo│a.

Tw≤j rycerz uni┐ony,
obro±ca i powiernik
sir Gerald ze Spytkowa.


Witaj, Pani moja najja╢niejsza! Noc nie minΩ│a, odk▒d pos│aniec wyruszy│ z wie╢ci▒ do mi│ej mej, a ja zn≤w klΩczΩ i pisze bo tΩsknie po Tobie! Serce me rozpacz okrutna rozdziera, albowiem misjΩ sw▒ wykonaµ muszΩ, a ujrzeµ oblicze waszej czcigodnej dostojno╢ci nie wiem czy dane mi bΩdzie. ªlubowa│em trzy krzy┐ackie czuby ku chwale Pani mojej ofiarowaµ, azalisz mordΩga to wielka, albowiem sam w│asnego w boju bym nie straci│. Razu pewnego z giermkiem swym wiernym ku grodowi memu pod▒┐a│em, a tu oblicza niewiernych na szlaku mym jawiµ siΩ zaczΩ│y. Jak nie ruszΩ z kopyta, miecz sw≤j potΩ┐ny, p≤│tora rΩczny, rΩcznie zdobiony, kt≤rym pradziad okrutnego smoka ubi│, wydoby│em, jak nie zamachnΩ siΩ na pierwszego czuba! M│okos jeden, jak by czuj▒c zamiary me niedwuznaczne uchyli│ siΩ rych│o, a cia│o me si│▒ rozpΩdu popchniΩte walnΩ│o mieczem w sam ╢rodek ich wozu. Dok│adniej w czerwony krzy┐, pod kt≤rym zdumionym wzrokiem przeczyta│em hieroglify tajemne: PCK. Stra┐ z loch≤w mnie wypu╢ci│a 24 godziny odsiedziawszy, wyja╢niwszy nieporozumienie ca│e, postanowi│em baczniej przygl▒daµ siΩ krzy┐om, kt≤re zdobyµ dla Pani mojej poprzysi▒g│em. Na tym ko±czΩ list m≤j, o piΩkna Hekate! Rany przez stra┐ zadane okrutnie doskwieraj▒, a rΩka zwichniΩta po zrobieniu dziury w wozie i spadniΩciu z mojego z│ocistego rumaka nie pozwala na pisanie dalsze. Jak tylko si│y swe odzyskam, misjΩ sw▒ doko±czΩ, aby zawitaµ przed Twe oblicze i mi│o╢µ bezgraniczn▒ wyznaµ.

Tw≤j s│uga wierny
sir Gerald ze Spytkowa.


Witaj muzo ma prze╢liczna! Up│ynΩ│o wiele wody w Warcie, odk▒d pisa│ ┐em do Pani mojej. O wybaczenie proszΩ, a pisaµ czΩ╢ciej raczΩ, jeno sprawy pilne mnie ostatnimi czasy zaprz▒tnΩ│y. Wie╢ci ze stolicy dotar│y, co by kr≤l mi│o╢ciwie nam panuj▒cy wojnΩ Krzy┐akom wypowiedzia│. Wielce mnie to ucieszyµ raczy│o, albowiem ╢luby me w intencji Pani mojej z│o┐one wype│niµ mia│bym dane. I nie trzy, lecz trzysta czub≤w krzy┐ackich z│o┐yµ w ofierze jestem w stanie! siedem niedziel p≤╝niej wraz z orszakiem kr≤lewskim na wzg≤rzu nad Grunwaldem staµ honor mia│em. Jego wysoko╢µ tΩg▒ mia│ minΩ, spogl▒daj▒c na zastΩpy krzy┐ackie, jeno B≤g raczy│ wiedzieµ co kryje siΩ w my╢lach mi│o╢ciwie nam panuj▒cego. Nie minΩ│a chwila, a wyja╢ni│a siΩ tajemniczo sroga mina Jego Ekscelencji. Rachmistrz piwa zapomnia│ w wystarczaj▒cej ilo╢ci zabraµ ze stolicy, przeco kr≤l we wilii bitwy decyduj▒cej zwyk│ym winem siΩ raczyµ musia│. Wiecz≤r nasta│ i tradycji polskiej zado╢µ staµ siΩ musia│o. PiΩµdziesi▒t tysiΩcy woja, ani konia trze╝wego spotkaµ siΩ w obozie nie da│o. Dzie± s▒dny nadej╢µ wreszcie musia│, gdy cierpienia straszne w obozie s│ychaµ zewsz▒d. Nie by│ to jednak skrytob≤jczy atak podstΩpnych Krzy┐ak≤w, lecz wina trunk≤w wysokoprocentowych, w wielkim nadmiarze dnia poprzedniego skonsumowanych. Kr≤l na kacu gigantycznym, wstaµ w samo po│udnie zdo│a│, a i to jeno z powodu wizyty delegacyi wroga ze dwiema mieczami przychodz▒cej, co by nam odwagi do bitwy dodaµ. Kr≤j wyp... ich nakaza│, a sam leczyµ b≤le okrutne poszed│... Pani moja! obowi▒zki wzywaj▒, s│owo rycerza, ┐e ci▒g dalszy opiszΩ! B▒d╝ pozdrowiona ksiΩ┐niczko moja!

Tw≤j
sir Gerald ze Spytkowa.


Witaj! Pani przecudnej urody! KsiΩ┐niczko ma urodziwa! jak┐e pragn▒│bym byµ teraz w twych ramionach i oddawaµ siΩ rozkoszom Twego towarzystwa! Ty - kt≤ra sens ┐ycia mi nada│a╢, jedynym celem w ┐yciu mym nΩdznym jeste╢. Jakem obieca│ tak dotrzymam danego Ci s│owa i opowie╢µ o mych dzielnych czynach doko±czyµ raczΩ. Kr≤l nasz lito╢ciwy, sze╢µ pacierzy po wizycie Krzy┐ak≤w, dochodziµ raczy│ do zdrowia. Wyda│ gromkim g│osem rozkaz do przegrupowania. Krzy┐acy, mocno ju┐ pod pal▒cym s│o±cem przypieczeni, niepokoiµ siΩ zaczΩli. Taktyka taka nasza! - t│umaczy│ kr≤l op≤╝nienie. Nagle jak grom z jasnego nieba zwali│o siΩ na mnie nieszczΩ╢cie straszne! SiΩgaj▒c po zbrojΩ, w kt≤rej dziad Ruskich pod sam▒ MoskwΩ pogoni│ (szkoda tylko ┐e w pojedynkΩ, bo r≤wnie szybko wracaµ musia│), natkn▒│em siΩ na przestrze± pust▒. "Ki czort!" - m≤wiΩ, i chwytam za m≤j wspania│y miecz p≤│tora rΩczny, lecz i tu niespodzianka! Miecza te┐ brakuje!!! Dwa pacierze giermka po lesie goni│em, nim dopa╢µ go zdo│a│em, nastΩpne dwa zajΩ│o mi docudzenie go, by dowiedzieµ siΩ, ┐e przegra│ w karty wszystko i o lito╢µ prosi. Problem ogromny nasta│, albowiem rycerzowi szlachetnemu nie godzi siΩ w kalesonach i mieczem drewnianym (tym samym, kt≤rym giermek po │bie oberwa│) w b≤j wychodziµ. Jeszcze wiΩkszym wstydem jest nie wyj╢µ do boju i o tch≤rzostwo byµ pos▒dzonym. Wygl▒d m≤j bez zbroi znacz▒co odbiega│ od normy, piΩµ st≤p kr≤tszy i tyle┐ wΩ┐szy siΩ sta│em, ale rad nie rad wyj╢µ musia│em, i to rych│o, bo kr≤l ju┐ sygna│ da│ odpowiedni. Ach! C≤┐ to by│a za bitwa! BΩd▒c w samym ╢rodku zgie│ku i udaj▒c z godno╢ci▒ trupa na ziemi, nagle ciΩ┐k▒ chmurΩ dostrzeg│em. Jeszcze padaµ bΩdzie. "A niech to K**** maµ!" - mrukn▒│em, spogl▒daj▒c w niebo. Jednak na niebie ni chmurki ma│ej, a cie± coraz wiΩkszy. Spojrza│em troszkΩ poni┐ej chmur i c≤┐em ja zobaczy│!!! BestyjΩ straszliw▒ p≤│ ╢wiata zas│aniaj▒c▒, na jednym z tych afrykanierskich mamut≤w czy s│oni, gdy┐ ┐aden ko± by takiego potwora ud╝wign▒µ nie zdo│a│. Sam Urlyk, rycerz zakonu, o kt≤rym legendy po ╢wiecie S│owian kr▒┐y│y, szar┐owa│ na mnie centralnie, jakby we mnie jedynego wroga widzia│. Sta│em tak w kalesonach, z drewnianym mieczem w d│oni, chucherko o wzro╢cie metr piΩµdziesi▒t i chronicznym zaniku miΩ╢ni, gdy g│osy mnie dobieg│y kompan≤w z ty│u: "W NOGI!!!", lecz w tym momencie dopad│ do mnie potw≤r ogromny. Dymu i kurzu na 30 st≤p siΩ unosi│o, a gdy opad│o, widok by│ przera┐aj▒cy. S│o± le┐a│ na ziemi bez n≤g, nie┐ywy! Odwr≤ci│em siΩ roze╝lony straszliwie tym faktem i jak nie wrzasnΩ na kompan≤w: "Kt≤ry pacan krzycza│ w nogi? Tak bym go ca│ego zaszlachtowa│!!!" Nie by│o ju┐ jednak co szlachtowaµ, bo nim kurz opad│ Urlykowi otwierano ju┐ most zwodzony w Malborku. Trza mu przyznaµ, ┐e tempo mia│ niez│e jak na dwie tony w ekwipunku. Na tym ko±czΩ list ma ukochana i obiecujΩ dalsze relacyje zdawaµ z placu boju.

Tw≤j wierny i oddany rycerz
sir Gerald ze Spytkowa.


O PiΩkna Hekate!

Jest czas wojen, jest czas pokoju, czas pracy i czas odpoczynku, czas zwyciΩstw i czas przegranych. Dla nas jednak, nast▒pi│y czasy niepewno╢ci, zawieszenia jakoby pomiΩdzy temi skrajno╢ciami. Jedyne co zdaje siΩ wieczne i nie zmienialne, to mi│o╢µ kt≤ra │▒czyµ nas bΩdzie po wieki...

Bitwa straszna, jakowej ╢wiat jeszcze nie widzia│, ko±ca dobieg│a. Trup leg│ gΩsto jak zbo┐e we ┐niwa, morzem krwi zwyciΩstwo okupiµ trza by│o. Zakon piekielny niedobitkami siΩ wycofywa│, lecz kr≤l zmΩczony po╢cigu nie zarz▒dzi│, by cios ostateczny wrogowi zadaµ. Morale podbudowuj▒c, dzie± przerwy ofiarowa│. Trunk≤w odpowiednich brakowaµ zaczΩ│o, bimbrem ze wschodu ratowaµ siΩ musieli co niekt≤rzy. Nie by│ to jednak pomys│ najlepszy, gdy┐ ciemno╢µ w oczach zapada│a po spo┐yciu! Jurand ze Spychowa jako pierwszy pad│ ofiar▒ nieuczciwych Rus≤w, przeco zaniem≤wi│ w dodatku z tej z│o╢ci ca│ej. Na nic siΩ zda│o powieszenie winnych, a ofiar wiΩcej pad│o ni┐ w bitwie samej! Kr≤l odwr≤t zarz▒dzi│, bo wojowaµ kim ju┐ prawie nie by│o. Tak oto Krzy┐ak≤w do ko±ca wypleniµ siΩ nie da│o, lecz mnie jedna my╢l wa┐na, natarczywie po g│owie chodzi│a:

KT╙RY BIMBER JA PIúEM? RUSKI CZY CZESKI???

Gerald

reklama
Miejsce na Twoj▒ reklamΩ


|21|

wstecz spis tre╢ci | do g≤ry dalej
C 2001 - 2002 Ready - Wszelkie Prawa Zastrze┐one design by Szymon Mazurek