Oto jest cz│owiek. Cz│owiek to bardzo zabawne stworzenie. Wydaje mu siΩ, ┐e ca│y ╢wiat siΩ krΩci wok≤│ niego. W og≤le cz│owiek popada│ od zawsze w jaki╢ antropocentryzm. Kopernikowi wydawa│o siΩ na przyk│ad, ┐e S│o±ce le┐y w centrum wszech╢wiata (ale my╢lΩ ┐e je╢li wszech╢wiat jest niesko±czony to w sumie centrum mo┐e byµ relatywnie r≤wnie dobrze tak na S│o±cu jak i gdzie╢ w dowolnym punkcie mg│awicy Magellana). Nie mia│ na to dowod≤w i albo by│ o tym ╢wiΩcie przekonany, albo chcia│ z│agodziµ rewolucyjn▒ wymowΩ swojego tekstu "O obrotach sfer niebieskich" tak, aby by│a │atwiejsza do zaakceptowania dla innych przedstawicieli cz│owieczego gatunku. No bo jak┐e by to mog│o byµ inaczej? Cz│owiek ┐yje na Ziemi i jest wyj▒tkowy. Skoro Ziemia nie jest centrum wszech╢wiata, to niech chocia┐ jej S│o±ce nim bΩdzie. Lepszy rydz ni┐ nic.
Od pocz▒tku istnienia gatunku homo sapiens na ziemi ┐y│o ju┐ miliardy jego przedstawicieli. By│y to istoty wredne, z│o╢liwe, bezlitosne, a jednocze╢nie diabelnie przekonane o w│asnej wy┐szo╢ci nad innymi stworzeniami. Ale poniewa┐ ludzie czuli siΩ w swoim ╢wiecie bardzo niepewnie, stworzyli sobie bog≤w. By│ to jaki╢ dualizm ich odczuµ: byli jednocze╢nie s│ugami i w│adcami ╢wiata. Z biegiem czasu pewne grupy homo sapiens dochodzi│y do w│adzy podporz▒dkowuj▒c sobie grupy s│absze. Wiara w bog≤w mia│a du┐e znaczenie w tej drodze. Wielu przybiera│o strojne szaty wyrazicieli boskiej woli, a mot│och ich czci│ i co najwa┐niejsze by│ im pos│uszny, bez zaj▒kniΩcia wierz▒c w ka┐d▒ wypowiedzian▒ przez nich sentencjΩ. W│adza kr≤la te┐ by│a powi▒zana w ╢redniowieczu z wiar▒ w Pana Boga. Religia sankcjonowa│a od zawsze ten czy inny system spo│eczny.
Na s│owia±szczy╝nie przez wieki ludzie byli r≤wni, ka┐dy mia│ takie same prawa, podobny maj▒tek i obowi▒zki. W jednym grodzie mieszkali ludzie ze sob▒ spokrewnieni, i wszyscy to odczuwali, w pewien spos≤b ludzie byli ze sob▒ powi▒zani wiΩzami lojalno╢ci. Wiara w bog≤w nie odgrywa│a prawdopodobnie na s│owia±szczy╝nie jakiej╢ wiΩkszej roli. Z czasem przysz│a tak zwana "kultura" zachodnia oraz chrze╢cijanie. Pierwotnie tylko oddzia│ywa│a kulturalnie, kusi│a "elity" mo┐liwo╢ciami, jakie dawa│a, szansami, przed jakimi stawa│a s│owia±ska starszyzna rodowa. Przynios│a te┐ ze sob▒ nowe metody uprawy ziemi, a wraz z nimi pojawia│a siΩ konieczno╢µ jej podzia│u, wydzielania i okre╢lania, jakie poletko do kogo nale┐y. W tym podziale jedni byli o tyle przebieglejsi od innych, ┐e opanowywali ziemie lepszej jako╢ci i o wiΩkszym obszarze, mimo, ┐e dooko│a by│o tej bezpa±skiej ziemi jeszcze w br≤d. Za pomoc▒ zrΩcznych kombinacji, wypraw wojennych i dobrze zorganizowanego procesu feudalizacji gromadzili oni wielkie stada - niezwykle wa┐nych w tym okresie - zwierz▒t hodowlanych, szczeg≤lnie wo│≤w, i grupy zale┐nych od nich gospodarzy, uprawiaj▒cych ziemiΩ swego seniora. W│adcy lokalnych pa±stewek, dotychczas obieralni, zaczΩli przejmowaµ w│adzΩ na sta│e, opieraj▒c siΩ na bogatszych. CzΩsto te┐ wybierali siΩ na wyprawy m│≤ciµ s│absze jednostki (bo przecie┐ nie innych bogaczy), wzbogacaj▒c siΩ na ich nieszczΩ╢ciu jeszcze bardziej. úupy wzbogaca│y kasΩ lokalnego w│adyki i jego woj≤w. Konieczno╢µ obrony przed najazdami wpycha│a biedniejszych w objΩcia tych, kt≤rzy mogli im zapewniµ bezpiecze±stwo. W ten spos≤b dosz│o do pierwszego podzia│u w spo│ecze±stwie na biednych i bogatych, na szlachtΩ i mot│och. Na wojownik≤w i roboli.
Ca│a historia to proces r≤┐nicowania maj▒tkowego w spo│ecze±stwie. W pierwszym etapie jaka╢ grupa zawsze przejmowa│a kontrolΩ nad mot│ochem. Utrzymywa│a j▒, wzmacnia│a i rozszerza│a, jednocze╢nie zabezpieczaj▒c swoj▒ pozycje, poprzez utrudnianie ┐ycia biedniejszym, zapewnianie im gorszej pozycji ekonomicznej. Ale z czasem w warstwie uprzywilejowanej musi narastaµ jaki╢ rodzaj radykalnego konserwatyzmu, nieprzystosowania do zmiennych warunk≤w i braku elastyczno╢ci ┐yciowej. Warstwa ta przestaje byµ energiczn▒ grup▒, staje siΩ za╢ zamkniΩt▒ w konwenansach band▒ jednostek oderwanych od prawdziwego ┐ycia, za to przekonanych o w│asnej wy┐szo╢ci. W ten spos≤b instynkt przetrwania ustΩpuje dekadentyzmowi, a trze╝we spojrzenie na ╢wiat zastΩpuj▒ wydumane, bezwarto╢ciowe wiersze, szalone wizje artystyczne i abstrakcyjne ideologie filozof≤w. Warstwa wy┐sza zaczyna wtedy popadaµ w kryzys i traciµ pod│o┐e ekonomiczne swojej potΩgi, bo gdy posiada siΩ pieni▒dze na kt≤re siΩ nie pracuje, to siΩ ich nie szanuje. Warstwie wy┐szej zaczyna│o siΩ wydawaµ, ┐e pieni▒dz pochodzi nie z ludzkiej pracy, ale z powietrza. Je╢li warstwa uprzywilejowana traci│a maj▒tek, a zachowywa│a prawa polityczne, dochodzi│o do zachwiania dotychczasowej jej dominacji nad reszt▒ spo│ecze±stwa. Tym bardziej je╢li istnia│a wci▒┐ wzbogacaj▒ca siΩ warstwa ╢rednia, maj▒ca wysokie aspiracje polityczne. Dochodzi│o wtedy do gwa│townej rewolucji lub powolnej ewolucji stosunk≤w spo│ecznych.
EwolucjΩ stosunk≤w spo│ecznych da siΩ zdefiniowaµ jako proces wstΩpowania w warstwy uprzywilejowane co bogatszych przedstawicieli warstwy ╢redniej, wraz z jednoczesnym os│abieniem pozycji szlachetnie urodzonych. Rewolucja to ju┐ inna - ca│kowicie odmienna - broszka. Rewolucja zawsze mia│a taki sam, gwa│towny przebieg. Najpierw wszystkie warstwy uprzywilejowane │▒czy│y siΩ w jeden blok, a warstwy nieuprzywilejowane w drugi. Czasami pojedyncze jednostki z klas wy┐szych, naiwnie przekonane o potrzebie zaprowadzenia sprawiedliwo╢ci spo│ecznej (np. La Fayette we Francji), przy│▒cza│y siΩ do bloku plebejskiego, a przedstawiciele plebsu czy warstwy ╢redniej licz▒c na jakie╢ korzy╢ci lub daj▒c siΩ zwie╢µ szermowanym przez klasΩ wy┐sz▒ has│om, popierali blok patrycjuszowski. Jednak ten proces nie zak│≤ca│ nigdy og≤lnego charakteru rewolucji.
Gdy bloki by│y ju┐ ukszta│towane, zaczyna│o siΩ por≤wnywanie si│. Dzia│o siΩ to na r≤┐ne sposoby a o sile stanowi│o mn≤stwo okoliczno╢ci (liczba zwolennik≤w warstwy plebejskiej i patrycjuszowskiej, sytuacja miΩdzynarodowa, ╢wiadomo╢µ celu u uczestnik≤w rozgrywki, ich maj▒tek, determinacja). Je╢li warstwy uprzywilejowane potrafi│y powstrzymaµ blok plebejski skutecznie, wtedy ca│a sprawa ko±czy│a siΩ krwawym pogromem i dalszym ograniczeniem - je╢li to by│o mo┐liwe - plebejskich praw. Je╢li natomiast mia│y z tym problemy, ale wci▒┐ przewagΩ, dochodzi│o do ustΩpstw na rzecz biedoty. Je╢li by│y to ustΩpstwa m▒dre, wtedy po wstrzymaniu ruchu masowego wszystko wraca│o do normy po kilku-kilkunastu latach i rewolucja nic nie zmienia│a w d│u┐szej perspektywie czasu. Je╢li masy czyli mot│och mia│ odpowiedni▒ si│Ω przebicia, wtedy dochodzi│o do przewrotu.
: do g≤ry : | |
W pierwszym etapie ruch ┐ywio│owo zajmowa│ siΩ tΩpieniem wrog≤w ludu, przypadkowych ludzi i starych elit. Potem warstwa ╢rednia (bo aby rewolucja by│a skuteczna w bloku plebejskim musi siΩ te┐ znajdowaµ warstwa ╢rednia posiadaj▒ca pewien maj▒tek, ╢wiadomo╢µ celu i "kulturΩ") przejmowa│a kontrolΩ nad wszystkim w kraju. Pakowa│a siΩ na stanowiska elit, zjednywa│a sobie plebejski t│um ustΩpstwami i obejmowa│a w│adzΩ. Wszystko wraca│o do prapocz▒tku, czΩ╢µ warstwy ╢redniej rozpoczyna│a drogΩ, kt≤r▒ niegdy╢ zaczΩ│y ofiary niedawnej rewolucji. Rozpoczyna│ siΩ proces sprowadzania plebsu do stanu totalnego podporz▒dkowania i wynoszenia nowych elit na szczyty w│adzy i powodzenia. Oczywi╢cie nie od razu, ale stopniowo.
Mo┐na wiΩc powiedzieµ ┐e w gruncie rzeczy ca│a historia jest procesem walki. Cz│owiek mo┐e i poskromi│ ju┐ ka┐dego wroga w ╢rodowisku naturalnym, ale za to ma dalej wroga w drugim cz│owieku.
I pojawi│a siΩ nagle demokracja. Demokracja to naprawdΩ fajny wynalazek. W demokracji wszyscy s▒ w gruncie rzeczy r≤wni. Demokracja to chwiejny i ci▒gle zagro┐ony stan r≤wnowagi. W demokracji do w│adzy dochodz▒ ludzie bez wzglΩdu na cenzus maj▒tkowy, czy te┐ pochodzenie. Demokracja w gruncie rzeczy zniesie u steru w│adzy nawet najwiΩkszych idiot≤w, ale z regu│y do w│adzy dostaj▒ siΩ idioci umiarkowani, ewentualnie umiarkowanie inteligentni, ale za to charyzmatyczni. Ty, jako cz│owiek ┐yj▒cy w demokracji, teoretycznie mo┐esz decydowaµ o przysz│o╢ci organizmu politycznego, na terenie kt≤rego mieszkasz. Mo┐esz byµ kompletnym idiot▒, ograniczonym i wstecznym, mo┐esz nie potrafiµ napisaµ poprawnie s│owa "drzewo" (bo dla ciebie to siΩ pisze t┐efo), albo nie znaµ wyniku z mno┐enia sz≤stki i si≤demki, a i tak bΩdziesz wsp≤│rz▒dzi│. Mo┐esz nie rozumieµ korelacji miΩdzy niezale┐nym statusem Rady Polityki PieniΩ┐nej a bezpiecze±stwem finansowym i wzrostem gospodarczym, a i tak bΩdziesz m≤g│ siΩ wypowiadaµ na jej temat. Mo┐esz nie doceniaµ roli "terapii wstrz▒sowej" Balcerowicza i jej pozytywnego wp│ywu na gospodarkΩ Polsk▒, a i tak mo┐esz go krytykowaµ i krzyczeµ na wiecach "Balcerowicz musi odej╢µ". W demokracji rz▒dz▒ nie ci, kt≤rzy s▒ najm▒drzejsi, ale Ci, kt≤rych jest najwiΩcej. Arystoteles rozr≤┐niaj▒c ustr≤j arystokratyczny od demokratycznego zauwa┐y│, ┐e demokratyczny jest gorszy bo ma charakter prostacki, arystokracja to co innego, to sami najlepsi. Problem tylko w tym ┐e arystokracja ma jak▒╢ niezrozumia│▒ tendencjΩ do obsiadania stanowisk, przejmowania kontroli nad pa±stwem a wiΩc i do upartego rozszerzania i utrwalania dotychczasowych przywilej≤w jakich jest beneficjantem.
Tak wiΩc teoretycznie demokracja daje szansΩ wszystkim, nawet przeciΩtniakom. Najgorszy dziad spod budki z piwem mo┐e dokonywaµ wybor≤w. Ale niech nas co╢ w g│Ωbi serduszka tknie. Czy┐by w demokracji zosta│y zawieszone procesy, dzia│aj▒ce z takim wysi│kiem od setek lat? Czy naprawdΩ zachowana jest r≤wnowaga? Elita wci▒┐ istnieje lub siΩ tworzy, i wci▒┐ g│Ωboko pracuje nad tym, aby utrzymaµ siΩ przy w│adzy. Kiedy╢ w towarzystwie dyskutowa│em z kilkoma znajomymi na temat jednej z najlepszych szk≤│ w Warszawie, oczywi╢cie z tradycjami. M│oda dziewczyna stwierdzi│a, ┐e jest tam wysoki poziom i ╢wietny spos≤b kszta│cenia, o czym ╢wiadczy sam fakt, ┐e absolwenci owej szko│y bardzo czΩsto osi▒gaj▒ wymierne sukcesy w ┐yciu. Na to stwierdzenie taki czarny ch│opaczek w okularach siΩ roze╢mia│ i odpowiedzia│, ┐e do szko│y trafiaj▒ dzieci os≤b wp│ywowych, i kim by nie by│y, to po opuszczeniu szko│y pracΩ sobie znajd▒. Z protekcji rodzic≤w i z samego faktu, ┐e szko│a ma wiΩksze pieni▒dze i najlepszych nauczycieli.
Przenoszenie w│asnej przewagi na potomk≤w to pierwszy krok ku utrwaleniu czego╢ takiego, jak elita dziedziczna, takiego odpowiednika szlachty sprzed piΩciuset lat powiedzmy. Nie jest to proces ╢wiadomy w obrΩbie grupy, ale jest to naturalna tendencja ka┐dego cz│owieka, chc▒cego zapewniµ swoim potomkom lepszy start ni┐ innym. W demokracji jest o tyle trudniej owym elitom przej▒µ kontrolΩ nad biegiem wydarze±, gdy┐ teoretycznie ka┐dy ma prawo do wykszta│cenia, a o ocenie warto╢ci cz│owieka musz▒ - a raczej powinny - ╢wiadczyµ jego umiejΩtno╢ci merytoryczne, a nie pochodzenie. Elity korzystaj▒ wiΩc z nΩdznej jako╢ci szkolnictwa w naszym kraju. W│asnych potomk≤w ╢l▒ do szk≤│, czΩsto prywatnych, o poziomie i jako╢ci bez por≤wnania wy┐szej ni┐ to bywa w przeciΩtnej plebejskiej szkole. Ponadto wydaj▒ du┐e pieni▒dze na dokszta│canie.
Je╢li matka jakiego╢ anonimowego ch│opca m≤wi na │amach popularnego w Polsce tygodnika, ┐e wydaje na korepetycje syna miesiΩcznie ponad dwa tysi▒ce z│otych, to pojawia siΩ pytanie, co ma powiedzieµ matka dzieciaka ze wsi popegeerowskiej, kt≤ra na ┐ycie ma powiedzmy z│otych piΩµset. Nawet gdyby wybawiµ j▒ od potrzeby po┐ywiania siΩ, to i tak nie dor≤wna ona mamusi, kt≤ra na synowskie korepetycje wydaje grube miliony. Nawet pojawia siΩ my╢l, ┐e ≤w tygodnik jest pisany z my╢l▒ o tych wy┐szych sferach. Pojawi│ siΩ na przyk│ad artyku│ w kt≤rej dziennikarz pisze, ┐e po latach ciΩ┐kiej pracy i osi▒gania sukces≤w, Polacy zauwa┐aj▒ uroki ┐ycia i rozpoczynaj▒ z nich korzystaµ. I gdy to czytam to zastanawiam siΩ czy to m≤wi▒ tylko o elitach czy tak┐e o masach? Wydaje siΩ ┐e o elitach, bo m≤j przyjaciel kt≤ry jest jak ja ch│opakiem z "masy" z ┐alem stwierdza ┐e idzie na urlop wtedy kiedy szef mu ka┐e to uczyniµ. "Panie Waldku, jutro pan we╝mie urlop" - m≤wi. Kiedy╢ te┐ szlachta uwa┐a│a siΩ za oddzielny nar≤d, ch│op≤w nie uwa┐a│a za rodak≤w. Teraz widzimy jasno, w jaki spos≤b elita utrzymuje siΩ przy w│adzy. Tym bardziej widzimy jak bardzo powinno nam zale┐eµ na tym, aby szkolnictwo by│o lepiej dofinansowane. Widzimy jak bardzo wa┐ne jest, aby zaw≤d nauczyciela, nie by│ zawodem przegranych, ale zwyciΩzc≤w. Je╢li plebs bΩdzie wykszta│cony, to "elity" mu rady nie dadz▒, a zarazem ca│emu narodowi bΩdzie lepiej. Bo w elitach zawsze przychodzi taki czas, w kt≤rym staraj▒ siΩ one zmusiµ osoby z plebsu, aby te na nie pracowa│y. Nasza szlachta te┐ tak czyni│a, zmuszaj▒c ch│op≤w do pracy na pa±skim folwarku. Wszystko to - przypominam - to naturalne procesy rozci▒gniΩte w czasie do takich rozmiar≤w, ┐e w ┐yciu bie┐▒cym raczej niezauwa┐alne. Dopiero zaznajamiaj▒c siΩ z histori▒, zauwa┐amy t▒ tendencjΩ do dominowania jednych grup nad drugimi.
Ale skoro nie mo┐emy byµ dobrze kszta│ceni, bo nasz system jest wadliwy, to co robiµ? To jasne: jak najszybciej staµ siΩ elit▒, p≤ki to jest jeszcze jako tako mo┐liwe. Zawsze przychodzi ten czas, kiedy najzdolniejsi mog▒ siΩ dostaµ do stanu wy┐szego i zapewniµ sobie i swoim potomkom na wiele lat uprzywilejowan▒ pozycjΩ w pa±stwie. Elity maj▒ zawsze tendencjΩ do zamykania siΩ, i nie wpraszania do siebie nowych. Kiedy╢ nobilitacjΩ do stanu wy┐szego by│o diabelnie trudno dostaµ. Dlatego zapraszamy do nier≤wnego wy╢cigu szczur≤w, w kt≤rym stawk▒ jest nie tylko ┐ycie wasze, ale i waszych potomk≤w.
BΩdΩ wam kibicowa│.
|