Magdalena Lewa±ska-Kuypers |
Dziewanna |
Autorka opowiadania jest Polk▒ mieszkaj▒c▒ na sta│e od blisko 30 lat w Niemczech, gdzie studiowa│a biologiΩ. Pisanie jest jej ulubionym hobby. Wyda│a dotychczas jedn▒ powie╢µ - "Wszystkie moje kaczuszki" (Pr≤szy±ski i S-ka 1999). |
|
| ilustracja: Anchel |
W pewnym dalekim kraju ┐y│ sobie m│ody i piΩkny kr≤lewicz. Na imiΩ by│o mu Andrzej, a jego przyjaci≤│ka nazywa│a siΩ Kasia. Kasia nie by│a kr≤lewn▒, nie mieszka│a w pa│acu, a jej rodzice prac▒ w│asnych r▒k zarabiali na ┐ycie. Andrzej jednak bardzo KasiΩ kocha│. Ju┐ w przedszkolu bawili siΩ ze sob▒ czΩsto, a i p≤╝niej spΩdzali wiele czasu w swoim towarzystwie.
Pewnego razu, latem, w czasie wakacji siedzia│ ksi▒┐Ω Andrzej w ga│Ωziach olbrzymiego dΩbu rosn▒cego w kr≤lewskim parku i nudzi│ siΩ okropnie. By│ sam. Kasia ju┐ od dw≤ch tygodni przebywa│a wraz z rodzicami na wczasach na Wyspach Kanaryjskich. Andrzej za╢, nudz▒c siΩ, my╢la│ o tym, jak by to by│o piΩknie, m≤c jak rycerz z dawnych bajek walczyµ ze smokami, uwalniaµ uwiΩzione kr≤lewny oraz zdobywaµ zas│u┐one nagrody. Zamiast tego siedzia│ samotnie na tym tu starym drzewie, czyta│ g│upie komiksy, ob┐era│ siΩ czekolad▒ i w og≤le nie mia│ nic do roboty!
Lecz w tej w│a╢nie chwili, gdy z roz┐alonej piersi wyrwa│o mu siΩ najciΩ┐sze tego dnia westchnienie, ujrza│ p│yn▒c▒ nad trawnikiem niewielk▒ r≤┐ow▒ chmurkΩ. Us│ysza│ ciche puff, chmurka znik│a, a na trawΩ klapnΩ│a drobna kobiecinka odziana w obszern▒ sukniΩ. Andrzej bez trudu domy╢li│ siΩ, ┐e ma przed sob▒ wr≤┐kΩ, pozna│ j▒ po czarodziejskiej r≤┐d┐ce. Wr≤┐ka nazywa│a siΩ Durna Baba, ale Andrzej nie wiedzia│ o tym, gdy┐ nigdy jeszcze o niej nie s│ysza│.
- Dzie± dobry - powiedzia│ ksi▒┐Ω Andrzej.
- Dzie± dobry - odpowiedzia│a Durna Baba.
- Kim jeste╢? - spyta│.
- ...nna ...aba... - odpowiedzia│a Durna Baba niewyra╝nie.- Jestem wr≤┐k▒.
Ksi▒┐Ω Andrzej zna│ ju┐ wszystkie bajki ╢wiata, tote┐ ucieszy│ siΩ bardzo.
- Czy masz dla mnie jak▒╢ wiadomo╢µ, Naaba?
- Mam! - odpowiedzia│a Durna Baba. - Dobry z ciebie ch│opak! - powiedzia│a, bo imiΩ Naaba bardzo jej siΩ spodoba│o, du┐o bardziej, ni┐ jej prawdziwe imiΩ. - Pos│uchaj mnie teraz uwa┐nie. Dzi╢ jeszcze wyruszysz w drogΩ. Musisz przejechaµ siedem g≤r i siedem las≤w, korzystaµ z siedmiu autostrad i przeci▒µ siedem linii kolejowych. W siedmiu stacjach benzynowych musisz pobieraµ paliwo, w siedmiu zajazdach wypoczywaµ, w siemiu kioskach kupowaµ gazety i z siedmiu kran≤w piµ wodΩ. ZapamiΩtasz?
- Bez problemu! - zawo│a│ ochoczo Andrzej. - M≤w dalej!
- Znajdziesz wtedy kr≤lewnΩ, kt≤r▒ pojmiesz za ┐onΩ. Kr≤lewna nazywa siΩ Dziewanna i na ca│ym ╢wiecie nie ma piΩkniejszej.
- Hej! Fajnie! Ju┐ jestem w drodze! - zawo│a│ ksi▒┐Ω Andrzej i zeskoczy│ z drzewa, a poniewa┐ zna│ siΩ na bajkach, wiΩc spyta│ jeszcze - Przynios│a╢ mi podarunek?
Durna Baba odznacza│a siΩ szalonym sk▒pstwem. Du┐o chΩtniej dawa│a dobre rady ni┐ prezenty, ale Andrzejowi by│a przychylna, gdy┐ nazywa│ j▒ Naaba. Dlatego te┐ zaczΩ│a zaraz grzebaµ po kieszeniach w poszukiwaniu odpowiedniego daru. Wreszcie wyci▒gnΩ│a star▒ i sp│owia│▒ niebiesk▒ myckΩ ozdobion▒ poszarpanym haftem. Poda│a j▒ Andrzejowi.
- Masz - powiedzia│a. - To czapka-niewidka. Mo┐esz j▒ sobie wzi▒µ. DajΩ ci.
Durna Baba zna│a zaklΩcie na znikanie, mog│a wiΩc sama obej╢µ siΩ bez czapki-niewidki.
- DziΩkujΩ! - powiedzia│ Andrzej i siΩgn▒│ po czapkΩ. Dla wypr≤bowania nasadzi│ j▒ na g│owΩ i znik│. Durna Baba zamrucza│a zaklΩcie, zamacha│a r≤┐d┐k▒ i znik│a rownie┐.
W cichym zamkowym parku pozosta│ samotnie stary d▒b. Zaszumia│o smutnie w jego li╢ciach, zajΩcza│o w╢r≤d ga│Ωzi. M▒dre drzewo zamy╢li│o siΩ nad czym╢ o czym m│ody kr≤lewicz zdawa│ siΩ by│ zapomnieµ. My╢la│ o dobrej, ma│ej Kasi, kt≤ra na swoje nieszczΩ╢cie nie by│a piΩkn▒ kr≤lewn▒ i zamiast w pa│acu za siedmioma autostradami, mieszka│a w bloku na pobliskim osiedlu.
***
Podczas gdy ksi▒┐Ω Andrzej w swym czerwonym kabriolecie szaleje po siedmiu autostradach, czΩsto przekraczaj▒c dozwolon▒ prΩdko╢µ, chcΩ wam, dzieci, opowiedzieµ o obu kr≤lewnach Dziewannach.
- O obu? - spytacie zdziwione.
Tak, dobrze s│yszycie. O o b u. Istnia│y bowiem dwie kr≤lewny nosz▒ce to piΩkne i rzadkie imiΩ. By│y bli╝niaczkami, mieszka│y w eleganckim pa│acu swych kr≤lewskich rodzic≤w i bardzo siΩ nawzajem kocha│y. Gdy urodzi│y siΩ kilkana╢cie lat temu, rodzice nazwali jedn▒ Alicja, a drug▒ Dorota, aby istnia│o co╢, co ich c≤rki od siebie odr≤┐nia. Poza tym bowiem dziewczynki by│y identyczne. Obie mia│y z│ote, jedwabiste loki, rozmarzone oczy koloru niezapominajek i usteczka s│odkie jak malinki. Obie umia│y w ta±cu dor≤wnywaµ elfom, a w ╢piewie s│owikom. By│y dobre dla zwierz▒t, uprzejme dla swych nauczycielek i pos│uszne rodzicom. A poniewa┐ kocha│y siΩ i rozumia│y nawzajem tak bardzo jak nikt inny na ╢wiecie, zapragnΩ│y r≤wnie┐ nosiµ to samo imiΩ. Zaledwie nauczy│y siΩ mow▒ wyra┐aµ swoje pragnienia, przysz│y do rodzic≤w i powiedzia│y:
- Od dzi╢ ka┐da z nas nazywa siΩ Dziewanna. Imion Alicja i Dorota mo┐ecie przestaµ u┐ywaµ, bo ju┐ i tak nie bΩdziemy na nie reagowa│y.
***
Pewnego dnia elektryzuj▒ca wiadomo╢µ dotar│a do kr≤lewskiego pa│acu. WszΩdzie szepta│o siΩ o tym, ┐e pewien ksi▒┐Ω je╝dzi po autostradach kraju. Przemierza on podobno g≤ry i lasy, kupuje gazety po kioskach, pije z kran≤w, a w benzynΩ zaopatrza siΩ w r≤┐nych stacjach. A w zajazdach, gdzie wypoczywa, rozpytuje on podobno o piΩkn▒ kr≤lewnΩ DziewannΩ, z kt≤r▒ zamierza siΩ o┐eniµ.
- Czy jest piΩkny? I bogaty? - spyta│y kr≤lewny jednog│o╢nie.
- Jest najpiΩkniejszym i najdzielniejszym ksiΩciem w ca│ej Europie - odpowiedziano. - Prowadzi czerwony, luksusowy kabriolet o srebrnych ko│pakach i z│otej kierownicy, a w ka┐dej klamce samochodu b│yszczy diament wielki jak ╢liwka. Ksi▒┐Ω ≤w przybΩdzie tu jutro i jedn▒ z was pojmie za ┐onΩ.
- Co?!!! Dlaczego mia│by tylko jedn▒ z nas poj▒µ za ┐onΩ? - wykrzyknΩ│y kr≤lewny jednog│o╢nie.
- Bo bigamia jest zabroniona - odpowiedziano.
Powiem wam, drogie dzieci, zawczasu, ┐e by│ to ostatni raz, gdy kr≤lewny przemawia│y jednog│o╢nie, gdy┐ od tej chwili przesta│y byµ przyjaci≤│kami. Teraz ka┐da z nich zapragnΩ│a mieµ ksiΩcia wy│▒cznie dla siebie. Tymczasem jednak trudno by│o zdecydowaµ, kt≤ra z nich jest t▒ w│a╢ciw▒ ksiΩ┐niczk▒ Dziewann▒. I oto nie minΩ│o czasu wiele, a dziewczΩta wziΩ│y siΩ do rΩkoczyn≤w. Gar╢ciami wyrywa│y sobie z│ote loki, drobnymi pi▒stkami rozkwasza│y swoje klasyczne noski, rozdrapywa│y porcelanowe buzie i szarpa│y w strzΩpy jedwabne sukienki z koronkami. A przez ca│y ten czas nie przestawa│y wywrzaskiwaµ do siebie najgorszych obelg, a┐ ochryp│y zupe│nie i piΩkne niegdy╢ g│osiki sta│y siΩ podobne g│osom, jakie wydaje osio│.
Nikt nie potrafi│ pogodziµ zwa╢nionych, czy choµby nawet rozdzieliµ.
Dzika walka nie by│a jeszcze ani rozstrzygniΩta, ani zako±czona, gdy wtem da│y siΩ s│yszeµ fanfary, rozwiniΩto czerwony dywan, a kr≤l z kr≤low▒ po╢pieszyli ku bramom witaµ ksiΩcia.
- Jestem ksi▒┐Ω Andrzej - powiedzia│ ksi▒┐Ω. - Przejecha│em siedem g≤r i siedem las≤w, korzysta│em z siedmiu autostrad i przeci▒│em siedem linii kolejowych. W siedmiu stacjach benzynowych pobiera│em paliwo, w siedmiu zajazdach wypoczywa│em, w siedmiu kioskach kupowa│em gazety i z siedmiu kran≤w pi│em wodΩ. Wiem, ┐e znajdΩ tu kr≤lewnΩ, z kt≤r▒ bΩdΩ m≤g│ siΩ o┐eniµ. Jest najpiΩkniejsza na ╢wiecie, a na imiΩ jej Dziewanna.
- Jestem szczΩ╢liwy - rzek│ stary kr≤l - mog▒c oddaµ ci moj▒ c≤rkΩ za ┐onΩ. Niestety widzΩ w tym pewien problemik. Mam bowiem dwie c≤rki, kt≤re obie nazywaj▒ siΩ Dziewanna, a i poza tym nie r≤┐ni▒ siΩ miΩdzy sob▒ najmniejszym szczeg≤│em. Sam musisz wybraµ narzeczon▒.
- Bez problemu! - zawo│a│ ksi▒┐Ω pe│en zapa│u. - Dawaµ mi tu dziewczyny! Nie mogΩ doczekaµ siΩ chwili, gdy pochwycΩ m▒ mi│▒ w ramiona!
WiΩc przyprowadzono mu kr≤lewny. KsiΩcia zatka│o na ich widok. Gdy odzyska│ mowΩ, powiedzia│:
- WidzΩ teraz, ┐e ta durna baba, ta niby wr≤┐ka, nabra│a mnie strasznie. To, czego widok obra┐a w│a╢nie moje ksi▒┐Ωce oczy, to nie piΩkne i szlachetne kr≤lewskie c≤ry. To dwie obszarpane dzikuski, brzydkie i odpychaj▒ce! BrzydzΩ siΩ ich pokrwawionymi i zasmarkanymi nosami, nie podobaj▒ mi siΩ w╢ciek│e spojrzenia, kt≤rymi siΩ nawzajem obrzucaj▒, ani g│osy, kt≤re przed chwil▒ s│ysza│em. Podejrzewam, ┐e charakter tych panien nie jest │agodny i s│odki, jak by przysta│o kr≤lewnom. Teraz dopiero z ca│▒ jasno╢ci▒ widzΩ, jak bardzo ceniΩ sobie moj▒ mi│▒ i dobr▒ KasiΩ, choµ nie jest ona kr≤lewn▒. J▒ tylko, i ┐adn▒ inn▒, chcΩ poj▒µ za ┐onΩ, gdy┐ j▒ w│a╢nie kocham ju┐ od dawna.
Kr≤lewska rodzina poczu│a siΩ g│Ωboko dotkniΩta t▒ przemow▒, choµ nikt nie przeczy│, ┐e ksi▒┐Ω m≤wi prawdΩ. Nie wolno jednak przykr▒ prawd▒ obra┐aµ koronowanych g│≤w, dlatego te┐ postanowiono surowo i bezzw│ocznie ukaraµ ksi▒cia Andrzeja.
- Stra┐e! - zakrzykn▒│ kr≤l. - Z│apaµ mi tego │obuza, co o╢mieli│ siΩ obraziµ nasze kr≤lewskie c≤rki! Rzuciµ go lwom na po┐arcie!
Okrutny ten rozkaz nie zosta│ na szczΩ╢cie wykonany, choµ ro╢li gwardzi╢ci rzucili siΩ zaraz na ksiΩcia. Lecz ksi▒┐Ω Andrzej przypomnia│ sobie w porΩ o darze durnej wr≤┐ki, nasadzi│ czapkΩ-niewidkΩ na g│owΩ i znik│. NastΩpnie wskoczy│ do swego niedo╢cignionego kabrioletu i najprostsz▒ drog▒ pogna│ do domu. Gdy przyby│ do swej stolicy, z ulg▒ przyj▒│ wiadomo╢µ, ┐e Kasia nie powr≤ci│a jeszcze z wakacji.
Postanowi│ wiΩc sobie, ┐e bΩdzie milczeµ na temat ca│ego zdarzenia.
|
|
|
|