home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Amiga ACS 1997 #2
/
amigaacscoverdisc
/
amigascene
/
diskmagazines
/
poczytajmimamo
/
3.dms
/
3.adf
/
Artykuly
/
Inne
/
sylwester.txt
< prev
next >
Wrap
Text File
|
1989-08-17
|
12KB
|
205 lines
Sylwester Party !
W tym roku miaîem naprawdê huczne przyjêcie sylwestrowe. Huczne do tego
stopnia, þe prawie wcale nie pamiêtam jego przebiegu. Chyba byîem wtedy chory
sam nie wiem na co, ale byîo mi tak jakoõ dziwnie, wszystko dookoîa miaîo
rozmyte ksztaîty i caîy czas siê chybotaîo. Potem to juþ chyba straciîem
przytomnoõç, bo nie pamiêtam co byîo dalej. Nazajutrz odzyskaîem przytomnoõç
tam gdzie jæ straciîem. Ale mam niewdziêcznych kolegów, kiedy zobaczyli, þe
niedobrze ze mnæ to nie doõç, þe nie zadzwonili po karetkê to jeszcze õmiali
siê ze mnie, þe odpîynæîem juþ koîo dziesiætej. To byîa jakaõ bardzo dziwna
choroba, moþe tropikalna, bo Krzysiek, u którego "spêdziîem" sylwestra hoduje
piranie i to moþe one mnie zaraziîy. Dobrze, þe w dwa dni po imprezie czuîem
siê równie dobrze jak przed niæ. Gdybym studiowaî medycynê, to napewno na
egzaminie napisaîbym o tym przypadku. Piona murowana.
Poniewaþ nie mogê wykrzesaç z pamiêci wiêcej faktów na temat tegorocznego
sylwestra, wiêc opiszê zaszîorocznæ uroczystoõç.
Jakieõ dwa tygodnie przed nowym rokiem zastanawiaîem siê wespóî z
braciakiem i z Romaniem gdzie by tu siê udaç na sylwestra. A miny mieliõmy
nietêgie gdyþ Aõka nie chciaîa nas widzieç na swojej balandze, odesîaîwszy
nas ze sîowami:
- A pójdziecie stæd zboczeñcy. Znowu mi bydîa narobicie. I te wasze
chamskie grypsy, a moje koleþanki to kulturalne dziewczyny.
A Romañ na to w klasycznym stylu:
- Kulturalne, nie kulturalne, waþne czy dupy dajæ.
- Wyjdû chamie. - odparîa Aõka i zatrzasnêîa nam drzwi pod nosem.
- No îadnie ostaliõmy siê bez imprezy. - odkrywczo podsumowaî braciak.
- Nie peniaj mam pomysî - pocieszaîem - wpasujemy siê do Badziewiarza.
Tu jestem wam winien wyjaõnienie, kim czy teþ czym jest Badziewiarz.
Otóþ jego prawdziwe imiê brzmi Adrianek. Wprowadziî siê on (chyba na wîasnæ
zgubê) na naszæ ulicê w poîowie roku, a jego matka znaîa jako tako staræ
Romania. Wiêc starsza Romania postanowiîa poznaç swego synka z Adrianem.
Romek zaszedî do Badziewiarza bo pomyõlaî, þe co to mu moþe zaszkodziç. Jak
siê póûniej okazaîo owszem moþe zaszkodziç.
Po jakimõ miesiæcu gdy zbliþyî siê rok szkolny miaîem wætpliwy zaszczyt
byç przedstawionym Adrianowi. Od razu skonstatowaîem, þe nie jest on
normalnym chîopakiem, a raczej wypieszczonym synalkiem, który bez mrugniêcia
wykonuje polecenia mamusi. Po odejõciu Adrianka skwitowaîem go jednym sîowem:
- Badziewiarz.
- Masz racjê, i to rasowy, od miesiæca nie mogê siê go pozbyç - potwierdziî
Romek.
Na szczêõcie niedîugo rozpoczêîa siê szkoîa i Badziewiarz pochîoniêty
naukæ ( a miaî na tym punkcie prawdziwego zajoba ) nie naprzykszaî siê nam
zbytnio.
Tyle na temat "Przybliþanie postaci Badziewiarza" teraz powrócê do
brutalnie przerwanego wætku.
Tak jak pomyõleliõmy tak zrobiliõmy. Nazajutrz, a byîa to chyba õroda (co
za pamiêç) wparowaliõmy póþnym wieczorem do Badziewiarza. Oczywiõcie nie
omieszkaliõmy przy okazji przykopaç w dupê jego niewydarzonemu kundlowi o
peînym chwale imieniu "Rocky".
- Czeõç Adrian, sie mano? - woîaîem od progu (ksywa Badziewiarz byîa
nagminnie uþywana gdy jej posiadacza nie byîo w pobliþu, chociaþ jestem prawie
pewien, þe i tak by siê nie obraziî).
- Czeõç, fajnie, þe wpadliõcie wîaõnie koñczyîem pracê z estetyki (uczy siê
on w Technikum Gastronomicznym). Chodûcie na górê.
Co byîo nie skorzystaç, zawsze jak do niego wpadaliõmy czêstowaî nas
jakimõ þarciem, chociaþ ostatnio niestety wîasnego wyrobu.
Trzeba byîo jakoõ zagaiç dyskusjê wiêc walnæîem prosto z mostu:
- Sîyszaîem, þe krêci siê u ciebie jakaõ impreza na Sylwesrta.
- Co, u mnie, jaka impreza? - ze zdziwionæ minæ pyta Badziewiarz.
- Dobra, dobra nie bædû taki skromny, wiedz, þe na nas moþesz liczyç.
- Ale ja nie myõlaîem o þadnej imprezie. - bîagalnym tonem wycedziî
Badziewiarz.
- To teraz moþesz zaczæç myõleç! - skoñczyîem dyskusjê.
Przez chwilê Adrianek jeszcze trochê siê opieraî, ale kiedy roztoczyliõmy
przed nim wspanialæ wizjê imprezy z jeszcze wspanialszymi laskami, to daî
siê namówiç. Staîo jeszcze przed nim najtrudniejsze zadanie przekonania
starej ale jakoõ sobie z tym poradziî.
Dziewczyny miaî zaprosiç Badziewiarz, bo sam siê o to prosiî, a ja nie
chciaîem sobie robiç kichy zapraszajæc swoje znajome do takiego kmiota.
- Tylko majæ byç bezpruderyjne - ostregaîem, ale odniosîem wraþenie, þe
Badziewiarz nie pojæî o co mi chodzi.
Gdzieõ pod koniec tygodnia dzwoni do mnie Romañ i mówi, þe Badziewiarz
prosiî go aby ten przyszedî i pomógî udekorowaç salê. Tak, nie
przesîyszeliõcie siê ten gîæb powiedziaî UDEKOROWAÇ SALÊ. Dla mnie wtedy byîo
dosyç. Co on chce zorganizowaç - pomyõlaîem - wesele czy studniówkê?
Romañ jednak poszedî dekorowaç salê, ale chyba z nudów, bo byî akurat na
zwolnieniu lekarskim, a darmowa wyþerka u Badziewiarza jeszcze nikomu nie
zaszkodziîa (no moþe poza przypadkiem kiedy to Romek po zbyt obfitej kolacji
wychodzæc zhaftowaî siê Rock'iemu na îeb).
Przed sylwestrem zaszliõmy jeszcze tylko raz do Badziewiarza, aby obadaç
czy ten Sylwester na pewno siê odbêdzie.
- Odbêdzie siê, a jakþe. - zapewniaî Badziewiarz.
Ale ja szczerze w to wætpiîem bioræc pod uwagê fakt, þe Badziewiarz nie
skoîowaî do tej pory þadnych dziewczyn. W tym wîaõnie momencie wparowaîa do
pokoju starsza Badziewiarza z tymi oto sîowami:
- A po co wam dziewczyny, bêdziecie siê dobrze bawiç sami.
W duchu sobie pomyõlaîem, czy ta kobieta aby na pewno na tym õwiecie
þyje, i ze zdziwieniem spostrzegîem, þe oto Badziewiarz zaraz zbierze w sobie
odwagê by zaoponowaç swojej mamie.
- A ty siê nie znasz - palnæî Badziewiarz w kierunku nie kogo innego tylko
swojej rodzicielki.
- ADRIANKU, A TOÞ CO??? - wycedziîa purpurowa ze zîoõci matka Adrianka.
- Ale mamusiu... - skapitulowaî Badziewiarz.
No tak mogîem siê tego spodziewaç po tym niedorozwoju, jaki on taka i
jego stara. Lecz Badziewiarz postanowiî i tak zrobiç po swojemu, czym przez
krótkæ chwilê mnie zadziwiî.
- Nie bujcie siê chîopaki zaproszê koleþanki z klasy - twierdziî Adrianek.
- Niech bêdæ, tylko þeby to byîy takie, które majæ w domu lustra -
odetchnæîem nieco uspokojony.
W paru sîowach powiedzieliõmy jeszcze Badziewiarzowi, co mamy zamiar
konsumowaç na imprezie i po zdawkowym porzegnaniu udaliõmy siê do domów.
31 grudnia gdzieõ koîo ósmej wieczór zabêbniliõmy do drzwi Badziewiarza,
taszczæc ze sobæ raûno pobrzêkujæcæ torbê. Drzwi otworzyî rozradowany nie
wiedzieç czemu Badziewiarz, odziany w taki sam badziewiarski jak on garnitur.
Co to kurwa jest, pomyõlaîem, a gîoõno powiedziaîem:
- Aleõ siê wystroiî, bêdzie chyba niezîa balanga, a gdzie reszta goõci?
- Powiedziaîy, þe chyba przyjdæ - odparî Badziewiarz.
- Jakie chyba tîumoku jeden, gdzie laski siê pytam ?!!!
- Nie bujcie siê przyjdæ - pocieszaî Badziewiarz, ale jak siê póûniej okazaîo
sam w to nie wierzyî.
Trochê uspokojeni weszliõmy za próg i po rozpîaszczeniu siê ( zdjêciu
wierzchniej odzieþy - dla mniej domyõlnych) udaliõmy siê na pokoje, a tam nie
kto inny jak matka Badziewiarza wita nas uprzejmie:
- O juþ przyszliõcie! - po czym obrzuciîa niechêtnym wzrokiem nasze niedbaîe
odzienie. Faktycznie byliõmy ubrani jak normalni ludzie, nie to co jej
synalek, który wyglædaî jakby miaî wîaõnie za chwilê braç õlub.
Po obejrzeniu nas dodaîa jeszcze jakby mniej przyjaþnie:
- Kupiîam dla was szampana, nawet z alkoholem.
Ona chyba nie na tym õwiecie þyje, pomyõlaîem, a gîoõno odparîem:
- Och, z alkoholem, nie jestem pewien czy mi wolno?
Badziewiarza stara byîa zachwycona jakich to kulturalnych kolegów ma jej
syn.
Tego juþ byîo dla mnie za wiele, wieczór miaîem spêdziç nie tylko w
towarzystwie Badziewiarza, ale takþe jego starej, chociaþ sam nie wiem kogo
towarzystwo byîoby gorsze. Na szczêõcie po paru szturchañcach Badziewiarz
wyjaõniî, þe stara zaraz wyjdzie do sæsiadów. Trochê mi ulþyîo, ale nie
bardzo, bo w domu wciæþ pozostawaî Badziewiarz, cóþ trudno siê mówi, w koñcu
gîupio byîoby wyrzucaç go z wîasnej imprezy.
Jak tylko zatrzasnêîy siê drzwi za starszæ raûno zawoîaîem:
- Polewaj !!! - i rzuciîem siê na torbê w któræ troskliwie zawinêliõmy parê
butelek wina i kilka piw (jako þe impreza miaîa byç z zaîoþenia kulturalna -
niestety na zaîoþeniach siê skoñczyîo).
Romka nie trzeba byîo dîugo namawiaç, juþ pierwsza butalka rozlaîa siê po
szklankach, po czym ich zawartoõç zniknêîa w naszych gardîach. Kiedy
odbiliõmy drugiego beîta Badziewiarz zawoîaî:
- Ja teþ chcê trochê.
- Dobra polej mu - powiedziaîem Romkowi.
Kiedy Badziewiarz obaliî szklankê wina zaraz wybiegî do kuchni czy do
îazienki, sam nie wiem, pamiêtam tylko, þe go nie byîo przez dobre parê minut.
Korzystajæc z nieobecnoõci gospodarza ucztowaliõmy jak przystaîo, a trzeba
przyznaç, þe þarcie byîo niekiepskie. Wtem do pokoju wtargnæî Badziewiarz, a
jego wyglæd wprawiî nas delikatnie mówiæc w stan co najmniej osîupienia. Tego
po prostu siê nie da opisaç: morda czerwona, jak u rasowego buraka, wîosy
mokre, rêcznik na czole. Co jest kurwa, pomyõlaîem, odjebaîo mu, czy co? A
Badziewiarz stanæî w progu i retorycznie zapytaî:
- Chcecie zobaczyç pijanego czîowieka, no to patrzcie! - i bezczelnie zaczæî
prezentowaç swe paskudne lico.
No to wybaczcie, ale ja wobec tych slów caîkowicie wymiêkîem, nie wiem
jak moþna siê natrepaç po niepeînej szklance lichego wina, ale to chyba do
dziõ pozostanie tajemnicæ Badziewiarza.
Impreza nabieraîa impetu wprost proporcjonalnie do iloõci opróþnianych
butelek i odwrotnie proporcjonalnie do humoru Badziewiarza, jako, þe ten stale
mu siê pogarszaî.
Po pewnym czasie Artur zauwaþyî, þe ktoõ piêknie przyozdobiî dywan
kwiecistym, kolorowym pawiakiem. Postanowiîem przeprowadziç õledztwo, by byîo
siê z kogo nabijaç. Niestety nikt siê nie chciaî przyznaç, wiêc nie chcæc
dalej siedzieç obok rzygowin poszedîem do kibla po szmatê. Kiedy wracaîem
Romek zanosiî siê õmiechem traktujæc moje zamiîowanie do porzædku, jako fakt
przyznania siê do winy. Nie namyõlajæc siê dîugo cisnæîem szmatæ w Romka, a
þe ten siedziaî przy stole, a ja miaîem juþ porzædnie rozregulowany celownik,
daî siê sîyszeç brzêk tîuczonych szklanek, butelek, a takþe szelest
rozsypujæcych siê po podîodze kanapek.
- A mam to w dupie sami sobie sprzætajcie - podsumowaîem, wkurwiony swojæ
niecelnoõciæ.
Chcæc nie chcæc, Badziewiarz wziæî siê za bary z odkurzaczem i szmatæ, a
ja zwætpiwszy caîkowicie w Badziewiarza koleþanki, które do tej pory nie daîy
znaku þycie, chwyciîem za telefon i nie õwiadom tego co robiê zaczêîem
obdzwaniaç wszystkich swoich znajomych. Po parunastu telefonach usiadîem
uspokojony gdyþ udaîo mi siê namówiç parê osób na tæ kichowatæ imprezê.
Rozejþawszy siê po pomieszczeniu zauwaþyîem brak Romka i Badziewiarza.
Braciak zaraz objaõniî mi, þe Badziewiarz poszedî po galaretkê do kuchni, a
Romañ niepostrzeþenie dla gospodarze przemknæî siê na górê. Byîem mocno
wkurzony nie byîo nic do picia, a do tego leciaîy jakieõ kiepskie melodie.
Chociaþ temu þêpoleniu mogê zapobiec i po kilku nieudanych próbach udaîo
mi siê wîoþyç kasetê z mojæ muzykæ ( byîa to zdaje siê ARMIA ), od razu
poczuîem siê lepiej. Ale kiedy zobaczyîem Romka zbiegajæcego ze schodów z
flaszkæ w rêku i woîajæcego:
- Zobaczcie co znalazîem w barku.
zrozumiaîem, þe impreza nie jest jeszcze zupeînie przegrana, tym bardziej,
þe wîaõnie zaczêli siê schodziç zaproszeni przeze mnie goõcie.
O tym co byîo dalej napiszê w nastêpnym numerze bo juþ mi rêce opadajæ, a
i mózg nie jest w stanie skleciç ni jednego poprawnego zdanie.
Kompletnie wyczerpany:
Hopsasanek
ÿ