Kr≤tko o...
Temat: Powstrzymaµ gniew
Wielu z was z pewno╢ci▒ nieraz by│o w takim gniewie, ┐e zrobi│o co╢, co potem ┐a│owa│o, a co trudno by│o p≤╝niej naprawiµ lub okaza│o siΩ nawet niemo┐liwym. W chwili, kiedy jest siΩ bardzo rozgniewanym, mo┐na bardzo │atwo kogo╢ obraziµ, a wrΩcz uderzyµ, w najgorszym wypadku pobiµ lub ostatecznie zabiµ. Kiedy jednak gniew minie, a zdarza siΩ, ┐e min▒│ r≤wnie szybko jak i siΩ pojawi│ jest nam ┐al tego, co zrobili╢my. Nie zawsze tak jest. Niekt≤rzy wrΩcz siΩ prosz▒ by ich obraziµ, czy uderzyµ. Sprawa ma siΩ inaczej, gdy chodzi o naszych bliskich.
Zapewne niejednemu zdarzy│o siΩ, ┐e w chwili gniewu skrzywdzi│ sobie najbli┐sz▒ osobΩ, czego p≤╝niej bardzo ┐a│owa│, a s│≤w nie mo┐na ju┐ cofn▒µ. W takiej chwili zar≤wno strona, kt≤ra dopu╢ci│a siΩ tego czynu, jak i ta strona, kt≤ra zosta│a skrzywdzona prze┐ywa niema│e katusze.
Podam wam przyk│ad Japo±czyka, kt≤ry potr▒cony przez samoch≤d wsta│, podziΩkowa│ kierowcy i poszed│ dalej. Tak dobrze napisa│em podziΩkowa│ kierowcy! Niesamowite prawda? Ilu z was post▒pi│oby tak samo? My╢lΩ, ┐e niewielu, ale prawdopodobnie ┐aden.
Na jego miejscu wyzwaliby╢cie kierowcΩ, a prawdopodobnie dosz│oby do rΩkoczyn≤w.
Ciekawe jak tego dokona│? WiΩkszo╢µ zada sobie to pytanie, w▒tpi▒c, aby by│a racjonalna odpowied╝. Ale┐ jest i zaraz j▒ przedstawiΩ. Japo±czycy ju┐ od pocz▒tku swojej edukacji s▒ uczeni r≤wnomiernego oddychania w chwilach gniewu. Zauwa┐cie, ┐e zawsze, kiedy jeste╢cie w gniewie oddychacie nier≤wnomiernie i szybko. Kiedy bΩdziecie rozgniewani zastosujcie t▒ metodΩ, choµ na pocz▒tku bΩdzie to przychodzi│o z trudem lub stanie siΩ niewykonalne.
Je╢li opanujecie ta metodΩ, ju┐ nie bΩdzie takich sytuacji, ┐e bΩdziecie ┐a│owaµ, ┐e skrzywdzili╢cie waszych bliskich. Powodzenia!
Marco poczta: pluton333@wp.pl
Temat: Przygoda ┐ycia
Wiecie co? Pewnie nie wiecie, dlatego zaraz wam o tym powiem. Ot≤┐ kiedy╢ jak mia│em 20 lat (by│em m│ody i szalony) zacz▒│em rozmy╢laµ o moim ┐yciu. I doszed│em do wniosku ┐e ono (┐ycie) jest jakie╢ puste. No bo ┐yj▒c ju┐ 20. wiosnΩ na tym parszywym ╢wiecie niczego nie dokona│em. Postawi│em sobie jedno pytanie: Co zrobi│em dla siebie, dla ╢wiata? I najgorsze by│o to, ┐e nie mog│em odpowiedzieµ na nie. Moje ┐ycie by│o jedn▒ wielk▒ monotoni▒. Dom, uczelnia, dom i zawsze to samo. Te same twarze ludzi, te same widoki wci▒┐ to samo. Postanowi│em co╢ zmieniµ. Zmieniµ na lepsze, bo na gorsze siΩ ju┐ chyba nie da│o. I tak oto znalaz│em wyj╢cie z moich wszystkich k│opot≤w. Postanowi│em wst▒piµ do klasztoru. Tak, do klasztoru. Lecz nie jakiego╢ tam byle jakiego. Je┐eli mia│em ju┐ zostaµ jakim╢ zakonnikiem to od razu jakim╢ porz▒dnym. Tak wst▒pi│em do Shaolin (sorry naprawdΩ nie wiem jak siΩ to pisze). I tak oto zaczΩ│a siΩ najwiΩksza przygoda mego ┐ycia. W ko±cu poczu│em, ┐e jestem kim╢, ┐e jestem komu╢ potrzebny, ┐e ┐yje. Pozna│em sens swojego ┐ycia, istnienia. Wy nie wiecie co to oznacza "byµ zakonnikiem". To prawdziwa odpowiedzialno╢µ, za losy ca│ej Ziemi, ╢wiata. Zreszt▒ nawet nie wiecie ile mi zawdziΩczacie. To ┐e teraz ┐yjecie, oddychacie, bawicie siΩ, czytacie, komu to zawdziΩczacie? No komu? Powinni╢cie mi dziΩkowaµ. Czemu? Zapytacie siΩ pewnie. Pos│uchajcie mojej historii a bΩdziecie wiedzieµ czemu.
Zostali╢my wybrani. Misja by│a ciΩ┐ka ale wytrzymaµ siΩ da│o. Poszli╢my tam na skraj ziemi czystej, zielonej, naszej ziemi. StanΩli╢my. Byli╢my o rzut kamieniem od miejsca gdzie ona rz▒dzi│a. Obszar ten by│ straszny. Ca│y czarno-czerwony. WszΩdzie cos p│onΩ│o. Mg│a ogarnΩ│a prawie cala ta krainΩ. Lecz my stali╢my. Wci▒┐ w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. To by│a pr≤ba. Pr≤ba si│y albo wytrwa│o╢ci, koncentracji lub przetrwania. Nikt st▒d nigdy nie powr≤ci│ i m≤wili ┐e nie powr≤ci. Bo ona zawsze tu by│a i bΩdzie na wieki. Stali╢my, wci▒┐ stali╢my. Kolejna godzina, kolejny dzie±. Ja wci▒┐ sta│em, oni nie wytrzymali. Zosta│em sam. Tylko ja i ona. Czeka│em. Mija│y minuty. Lecz w ko±cu nasta│a ta ostateczna. Sta│em wci▒┐ jak wryty w ziemie. Nie mog│em siΩ ruszy, a ona nadchodzi│a. By│a coraz bli┐ej. Wy│ania│a siΩ powoli zza mg│y. Strasznie powoli. Ogie± by│ chyba jej symbolem, bo im bli┐ej podchodzi│a do mnie by│o bardziej gor▒co. P│omienie by│ ju┐ wszΩdzie. Jeszcze chwila, jeszcze metr i spali│bym siΩ ┐ywcem (tylko bez podtekst≤w mi tu proszΩ). Lecz ja wci▒┐ sta│em. Wiedzia│em, ┐e nie mogΩ siΩ ruszyµ. I wtedy ona mi siΩ pokaza│a. Sta│a twarz▒ w twarz ze mn▒. ZaczΩ│a obchodziµ mnie dooko│a. Przygl▒da│a mi siΩ. M≤wi│a co╢ do siebie ale ja nic z tego nie mog│em zrozumieµ. To by│ jeden wielki syk. Odesz│a trochΩ dalej. Wtedy mog│em siΩ jej dok│adnie przyjrzeµ. By│a straszna. G│owΩ mia│a os│oniΩta czarnym kapturem. W rΩku trzyma│a kosΩ. Wielka, strasznie wielka, kt≤ra zarazem srebrzy│a siΩ oraz p│onΩ│a ogniem tak krwistoczerwonym, ┐e chyba nigdy nie zapomnΩ tego koloru. Jej cia│o by│o postrzΩpione wrΩcz siΩ rozpada│o. Kawa│ki jaj sk≤ry co chwila odpada│y lecz nigdy nie spad│y na ziemie poniewa┐ rozp│ywa│y siΩ powietrzu tak cuchn▒cym i wype│nionym jaj zapachem, ┐e nie by│o tam ani grama tlenu. Nagle zza mg│y zst▒pi│y na ziemie jej zastΩpy. By│y ich setki, tysi▒ce. Nie da│o siΩ ich zliczyµ. W jednym momencie ona stanΩ│a na ich czele i oddali│a siΩ na wieki. To by│a pr≤ba. Ja j▒ przetrwa│em......Tak oto Ziemia zosta│a ocalona przed czym╢ co zagra┐a│o jej istnieniu.
W sumie nie wiem po co wam opowiedzia│em t▒ historiΩ. NaprawdΩ nie wiem. Musia│em siΩ z kim╢ podzieliµ moim odczuciem bo ju┐ d│u┐ej nie mog│em wytrzymaµ. Po tym zdarzeniu postanowi│em odej╢µ. W sumie nie wiem czemu. Tak czu│o moje serce. Teraz ┐yje normalnie chocia┐ nie wiem czy to moje ┐ycie jest naprawdΩ normalne.
Swoj▒ historie opisywa│ jedyny kt≤ry prze┐y│ t▒ misjΩ
arown poczta: arahad@poczta.onet.pl
Temat: Moi Bogowie
BΩdzie o religii - spokojnie, bΩdzie kr≤tko, nie jestem zaanga┐owany w tematykΩ i nie mam zamiaru po cichu nikogo werbowaµ czy nak│aniaµ.
Generalnie wierzΩ w ┐ycie po ╢mierci. Ale nie zaprz▒tam sobie tym g│owy. Nie szukam te┐ nad sob▒ jakiego╢ pana i w│adcy, opiekuna, powiernika. W│a╢ciwie zupe│nie mi obojΩtne czy kto╢ taki istnieje.
Dawno te┐ nie bojΩ siΩ wizji jakiego╢ sΩdziego, kt≤ra nada│ sobie prawo w│asno╢ci i samos▒du nad nami, niczym ╢redniowieczny szlachcina.
Ziemia jest nasza, choµby prawem zasiedzenia. My decydujemy.
Ja jestem Bogiem. Ka┐dy z nas jest, a nie osoby trzecie. Je╢li co╢ bΩdzie "po", to ka┐dy z nas sam zadecyduje o losie tych kt≤rych pozna│. Ale nie chodzi o segregacjΩ i podzia│ ludzi. Piek│o i niebo to jaki╢ chory wymys│. Ka┐dy osobi╢cie odrzuci lub przyjmie okre╢lone osoby. Jako najbardziej zainteresowany. Nikt nie bΩdzie za mnie decydowa│ kto jest moim przyjacielem, kto jest dla mnie dobry, kto nie. Kogo mogΩ widzieµ, kogo nie. Sam bΩdΩ wybiera│. Sam bΩdΩ ustala│ grzechy. Ka┐dy bΩdzie.
WiΩc byµ mo┐e ┐ycie po╢miertne zaczyna siΩ ju┐ tu. Mo┐e to miejsce powsta│o w jednym tylko celu. W raju nie ma trosk, problem≤w. Bawiµ siΩ mo┐na z najgorszym wrogiem, dopiero w trudnych momentach wychodzi jaki kto jest. Mo┐e kto╢ chcia│ zrobiµ rozpoznanie? A mo┐e ma│y 'wieczorek zapoznawczy'?
A mo┐e pow≤d by│ zupe│nie b│ahy... C≤┐, tu nikt tego nie odgadnie :)
Poslo poczta: poslo@inetia.pl http://www.valhalla.pl
Temat: Dresiarstwo?
Od pewnego czasu nurtuje mnie sprawa Dresiarstwa... Kogo mo┐na uwa┐aµ za dresa... mo┐na by rzec ze Dresem jest ka┐dy kto w│o┐y na siebie dres i giba siΩ po osiedlu wymachuj▒c rΩkami jak wiatrakami. Ale czy na pewno??? Przecie┐ to mo┐e byµ tylko upodobanie do noszenia takiego a nie innego stroju... Czy ka┐dy kto w│o┐y glany jest Metalem albo Punkiem??? Muzyka tez przecie┐ nie jest wska╝nikiem przynale┐no╢ci do danej subkultury. Czy Dres musi s│uchaµ techniawy i disco??? Albo czy Metal ostrej muzyki??? Jest ona wzglΩdna wobec Nas samych. To My decydujemy co na siebie w│o┐yµ, czego s│uchaµ. Wg mnie cz│owiek powinien chodziµ ubrany tak jak siΩ mu to podoba i s│uchaµ tego na co ma ochotΩ, jednak┐e powinien byµ tolerancyjny na resztΩ ludzi, bez wzglΩdu na to do jakiej subkultury siΩ "podci▒ga".
Mezjash poczta: mezjash@o2.pl
|