Witam
wszystkich czytelnik≤w Polskiego Przegl▒du Pi│karskiego. Nazywam siΩ Grzegorz
Mielcarzewski. Mam 29 lat, obecnie jestem pi│karzem Pomorza Szczecin.
W numerach grudniowym, styczniowym, lutowym i marcowym przedstawiΩ Wam moje zapiski na
temat rundy jesiennej naszej ekstraklasy i nie tylko. Natomiast od czerwca 2001 roku
zapoznacie siΩ z moimi wra┐eniami z rundy wiosennej. Mam nadziejΩ, ┐e dobrze
przyjmiecie m≤j debiut i na sta│e zagoszczΩ na │amach tego e-zina.
LIPIEC 2000
Znowu jestem w Polsce. Dla kogo╢, kto nigdy nie wyje┐d┐a│ z kraju trudno jest poj▒µ
uczucie jakie czu│em podczas l▒dowania na OkΩciu. Nawet mnie zakrΩci│a siΩ │ezka w
oku. Przecie┐ urodzi│em siΩ tutaj nad Wis│▒ (dok│adniej nad Wart▒). Tutaj robi│em
moje pierwsze kroki, r≤wnie┐ te pi│karskie. Jako g≤wniarz gra│em w ma│ym klubie w
Poznaniu. Bardzo dobrze wspominam okres kiedy siΩ jeszcze nie liczy│a dla mnie mamona i
nie mia│em styczno╢ci z "przekrΩtami". Biega│em za kawa│kiem sk≤ry, bo
sprawia│o mi to przyjemno╢µ. Jako junior zosta│em zaanga┐owany przez najlepszy klub w
Wielkopolsce. Tutaj wszed│em w prawdziwe pi│karskie ┐ycie. Tutaj zadebiutowa│em w
ekstraklasie, tutaj zdoby│em pierwszego gola, tutaj zarobi│em pierwsze pieni▒dze.
Jednak pamiΩtam nie tylko sportowe sukcesy. Tutaj o┐eni│em siΩ z kobiet▒ mojego
┐ycia, tutaj urodzi│a siΩ kochana c≤reczka, tutaj kupi│em sobie pierwszego
"malucha". Kocham Pozna± i tak ju┐ zostanie. Dlatego tym bardziej mi jest ┐al
klub≤w z tego miasta, kt≤re graj▒ w ni┐szych ligach. Panowie Prezesi, co wy╢cie
najlepszego narobili? Wstyd i ha±ba!
Podczas gry w Poznaniu zadebiutowa│em w reprezentacji. C≤┐ to by│o za uczucie.
PamiΩtam byli╢my na zimowym obozie, gdy prezes Polskiego Zwi▒zku Pi│ki Kopanej
za│atwi│ nam oficjalny sparing z Wyspami Owczymi. Przeciwnik niezbyt wymagaj▒cy,
dlatego tym bardziej cieszy│em siΩ z wystΩpu. Niestety, zremisowali╢my bezbramkowo, a
ca│a z│o╢µ dziennikarzy i kibic≤w spad│a na mnie. Przecie┐ to ja jestem
napastnikiem, wiΩc ja powinienem frajerom wt│uc tuzin goli. Nikt nie zauwa┐y│, ┐e
wszyscy zagrali fatalnie, a ja przez ca│y mecz nie dosta│em ani jednego dobrego podania
z drugiej linii. Winien by│ Mielcarzewski i koniec gadki. Dlatego potem ju┐ nie
zagra│em w kadrze, ale wierzΩ, ┐e jeszcze kiedy╢ do niej wr≤cΩ. Nied│ugo po meczu z
Wyspami Owczymi odbiera│em nagrodΩ za tytu│ najlepszego strzelca naszej ligi. Zdoby│em
21 goli w 34 meczach. Ca│kiem nie╝le.
Takie osi▒gniΩcie nie umknΩ│o dzia│aczom z dru┐yny mistrza Portugalii. Liga
Mistrz≤w, wype│nione po brzegi stadiony, wielka kasa - to wszystko mnie rajcowa│o,
wiΩc bez zastanowienia wyjecha│em. By│ 1996 rok. Gra│em we wszystkich sparingach,
zdobywa│em bramki i kiedy szykowa│em siΩ do inauguracyjnego meczu...
"strzeli│" Achilles. Wszystkie przygotowania na nic. Lekarz by│ nieub│agany,
p≤│ roku przerwy. Tak naprawdΩ to po tej kontuzji ju┐ nigdy nie doszed│em do pe│ni
formy. Gra│em tylko czasami ze s│abszymi rywalami i bardzo rzadko strzela│em gole.
Jedynym plusem pobytu w Portugalii by│a kasa. W przeciwie±stwie do polskich klub≤w
pieni▒dze zawsze by│y na czas i cz│owiek nie martwi│ siΩ jutrem. DziΩki kontraktowi
wybudowa│em sobie dom pod Poznaniem, kupi│em Jaguara i za│o┐y│em firmΩ
poligraficzn▒ w rodzinnym mie╢cie. Kiedy w czerwcu 2000 roku sko±czy│ siΩ m≤j
kontrakt postanowi│em wr≤ciµ do Polski. Po kilku dniach pobytu udzieli│em wywiadu
G│osowi Wielkopolski i wspomnia│em, ┐e my╢lΩ o ko±cu kariery. Natychmiast odezwa│y
siΩ telefony. Dzia│acze Syreny Warszawa, Pomorza Szczecin, Wis│oki
Krak≤w oraz wielu innych klub≤w widzieli mnie w swoich zespo│ach. By│em
│akomym k▒skiem, poniewa┐ mia│em w rΩku kartΩ zawodnika. Po wielu spotkaniach i
rozmowach zdecydowa│em siΩ na Pomorze Szczecin, gdy┐ tam wielkie pieni▒dze wy│o┐y│
zagraniczny biznesman. Klub kupi│ wielu nowych graczy i praktycznie od pocz▒tku
nale┐a│o zbudowaµ zesp≤│. Wielu nowych koleg≤w zna│em ju┐ wcze╢niej z boisk
(Jacek Bednarek, Kazimierz WΩgier, Pawe│ Skrzypaszek). Tak wiΩc z aklimatyzacj▒ nie
mia│em wiΩkszych problem≤w. Trenerem zosta│ znany w Polsce i na ╢wiecie Janusz W≤jt,
kt≤ry prowadzi│ w swojej karierze wiele reprezentacji i zespo│≤w klubowych.
Na pocz▒tku miesi▒ca wyjechali╢my do Turcji, aby tam spΩdziµ 2 tygodnie na obozie
przygotowawczym. Pomy╢la│em sobie, ┐e dobrze mi zrobi ciΩ┐ka praca i szybko dojdΩ do
formy. Faktycznie trener mΩczy│ nas codziennie ciΩ┐kimi treningami, ale jeszcze
bardziej nas mΩczy│ nocnymi wizytami w klubach Ankary. Oczywi╢cie mog│em nie chodziµ
z nimi, ale wtedy bym zosta│ odsuniΩty na boczny tor. Pierwszy raz przysz│o mi
pracowaµ z takim trenerem. Nie my╢lcie, ┐e ze mnie anio│ek, bo lubiΩ siΩ zabawiµ,
ale nie w ka┐dy dzie± i to jeszcze na obozie przygotowawczym do sezonu. Obs│uga hotelu
mia│a nas do╢µ ju┐ po kilku dniach pobytu, ale nie mog│a nic zrobiµ, bo prezes
s│ono p│aci│. Po powrocie do kraju okaza│o siΩ, ┐e na kilkana╢cie dni przed sezonem
wyrzucono trenera, a na jego miejsce zatrudniono Edwarda Larynsa, natomiast jego
zastΩpc▒ zosta│ turecki szkoleniowiec. Ten drugi nie m≤g│ oficjalnie obj▒µ ster≤w,
gdy┐ nie mia│ polskiej licencji. Zaskoczy│o mnie, ┐e pierwszy trening prowadzi│
w│a╢nie obcokrajowiec, drugi te┐ i trzeci i czwarty. Edward Laryns sta│ przy linii i
nas obserwowa│, wygl▒da│o to tak jakby on by│ asystentem. No, ale co mnie to
obchodzi│o. Wa┐ne, ┐e czu│em siΩ coraz lepiej, po kontuzji nie by│o ╢ladu, a forma
ros│a. Ostatnie 10 dni spΩdzili╢my w kraju graj▒c sparingi z naszymi klubami.
Rozegra│em dwa pe│ne mecze, w kt≤rych a┐ trzy razy pokona│em bramkarzy. By│y to
jednak mecze z dru┐ynami z ni┐szych klas, wiΩc nie przywi▒zywa│em wiΩkszej wagi do
tych statystyk. Z niecierpliwo╢ci▒ czeka│em na debiut w meczu ligowym.
Kilka dni przed rozpoczΩciem sezonu wezwa│ mnie prezes. Nie zaskoczy│o mnie to
zupe│nie, poniewa┐ na Zachodzie stosuje siΩ takie praktyki. Jako, ┐e umiem dosyµ
dobrze jΩzyk angielski rozmawiali╢my w│a╢nie w ten spos≤b. Prezes powiedzia│ mi, ┐e
prawdziwym trenerem jest pan Goktan, kt≤ry niby pomaga panu Larynsowi. Nakaza│ mi
s│uchaµ najpierw tureckiego szkoleniowca, a dopiero p≤╝niej mojego rodaka.
Pomy╢la│em, ┐e to trochΩ chore, ale nie moje w tym zmartwienie. Dobrze, ┐e mi to
powiedzia│, bo przynajmniej wiem na czym stojΩ. Na zako±czenie rozmowy prezes doda│,
┐e bardzo na mnie liczy i ┐e w tym sezonie celuje w mistrzostwo Polski. Doda│
te┐, ┐e nie bΩdzie ┐adnych k│opot≤w z pieniΩdzmi. Wyszed│em z biura podbudowany.
Na pocz▒tek bΩdziemy grali z beniaminkami. Najpierw jedziemy do Katowic, a potem
go╢cimy zesp≤│ z Wroc│awia. To wszystko je┐eli chodzi o lipiec, nastΩpne mecze gramy
dopiero w sierpniu. Wszyscy w klubie byli zadowoleni z takiego terminarza. Podczas tych
spotka± siΩ zgramy, zdobΩdziemy 6 punkt≤w, a potem p≤jdzie jak z p│atka.
Nadszed│ pi▒tek i odprawa meczowa. Prowadzi│ j▒ oczywi╢cie Goktan, a trener Laryns
w│▒cza│ sprzΩt RTV, kiedy go o to poprosili. Turek dok│adnie om≤wi│ plan taktyczny
na pierwszy mecz, nie powiem ca│kiem profesjonalnie przygotowany i poda│ sk│ad. Mojego
nazwiska nie by│o w╢r≤d pierwszej jedenastki, ale otrzyma│em miejsce na │awie
rezerwowych. Nie by│em tym tak bardzo zdziwiony, gdy┐ konkurencja w zespole bΩdzie
ogromna, a ja jestem ╢wie┐o po kontuzji. W po│udnie wyjechali╢my luksusowym autokarem
w podr≤┐ na ªl▒sk. Dotarli╢my na miejsce oko│o 10 wieczorem i umieszczono nas w
hotelu Orbit. Zosta│em ulokowany w pokoju razem z Jackiem Bednarkiem, z kt≤rym znamy
siΩ nie od dzi╢. D│ugo rozmawiali╢my o sytuacji w polskiej pi│ce i pewnie jeszcze nie
raz do tego wr≤cΩ. Rano okaza│o siΩ, ┐e kilku koleg≤w zorganizowa│o ma│▒
imprezkΩ w pokojach i w ten spos≤b umilali sobie wiecz≤r. Dowiedzia│ siΩ o tym Turek
i podczas porannego ╢niadanie ostro ich zgani│. Po raz ostatni im odpu╢ci│, poniewa┐
nie ustali│ z nami jeszcze jasnych regu│ zachowania. Uczyni│ to dopiero w│a╢nie
podczas ╢niadanie. "»adnego alkoholu, ┐adnych imprez, ┐adnych awantur" - oto
motto trenera. Po ╢niadaniu mieli╢my czas wolny, a o 15.00 wyjechali╢my na stadion.
Mecz rozpocz▒│ siΩ o godzinie pi▒tej po po│udniu. Garstka kibic≤w przysz│a na
stadion, aby ogl▒dn▒µ swoich pupili w akcji. By│em trochΩ zaskoczony, ale w ko±cu
by│y jeszcze wakacje. Mecz by│ dosyµ nudny, gra siΩ nam nie klei│a. Ale jak siΩ
mia│a kleiµ, gdy ch│opcy pierwszy raz grali w takim sk│adzie. DziwiΩ siΩ
gospodarzom, ┐e nie umieli tego wykorzystaµ, ale oni byli jeszcze s│absi. Trener
wpu╢ci│ mnie na 12 minut. Zmieni│em Daniela Rubickiego, kt≤ry gra│ w tak zwanej
"szpicy". Odda│em dosyµ gro╝ny strza│ g│ow▒ po do╢rodkowaniu Jacka, ale
pi│ka poszybowa│a ponad poprzeczk▒. Ju┐ po regulaminowym czasie gry zrewan┐owa│em
siΩ Jackowi dobrym podaniem w uliczkΩ, ale by│ na tyle zmΩczony, ┐e dogonili go
obro±cy. Koniec meczu. Schodzili╢my do szatni z mieszanymi odczuciami. Mogli╢my
wygraµ, ale z drugiej strony jak na debiut to nie by│o ╝le. Innego zdania by│ prezes,
kt≤ry niesamowicie nas zruga│. Zagrozi│, ┐e nie wyp│aci pieniΩdzy je┐eli nie
zaczniemy lepiej graµ. Na Zachodzie siΩ z takim czym╢ nie spotka│em.
Tydzie± p≤╝niej wygrali╢my 3:0 z beniaminkiem z Wroc│awia. Gra│em ponad p≤│
godziny. Nawet asystowa│em przy trzeciej bramce. Czu│em siΩ ╢wietnie, nasi kibice
tworz▒ wspania│▒ atmosferΩ, kilkana╢cie tysiΩcy ludzi, race ╢wietlne, flagi, to
wszystko zmobilizowa│o nas do dobrej gry. Po meczu przyszed│ prezes i przeprosi│ nas za
zachowanie podczas pierwszej kolejki. Pieni▒dze bΩd▒! Ta wiadomo╢µ ucieszy│a nas
najbardziej...
Przygotowa│:
Marek Bobakowski
|