![]() |
![]() |
||||
Temat
miesiąca
Spis artykułów Archiwum Kontakty Informacje Strona główna Poczta do redakcji
KOŚCIÓŁ I MASONI
|
![]() |
W związku z początkowym utożsamianiem Wielkiego Architekta z chrześcijańskim Bogiem w pierwszym okresie istnienia masonerii pojawiały się nawet głosy, że: “Wolnomularze są solą ziemi, światłem i ogniem świata... Cokolwiekby mówili o nas poganie i ateiści, zostaniemy głosem wszystkich wierzących chrześcijan; podwaliną naszej religji jest prawo natury, będące jednocześnie prawem boskiem, a mianowicie przykazanie: Kochaj Boga swego całem sercem, a bliźniego swego jak siebie samego, wiadome ludziom po wszystkie czasy i potwierdzone nam przez Jezusa Chrystusa... Nasza polityka jest najlepszą - lojalność względem prawa i naśladowanie Chrystusa”. Obecnie tendencje do tego typu sformułowań zanikły i dziś możemy wyróżnić w wolnomularstwie dwa zasadnicze nurty myślowe. To nastawione deistycznie loże anglosaskiego wolnomularstwa regularnego i późniejsze, lecz nie mniej prężne, przesiąknięte agnostycyzmem warsztaty nurtu liberalnego. Uznanie przez organizację "religii powszechnej" było zwrotem w stronę równoznacznej z deizmem, adogmatycznej religii naturalnej. Tadeusz Cegielski uważa, iż wzmiankowanej w konstytucji religii nie należy utożsamiać z deizmem lecz co najwyżej z religią naturalną “przy założeniu, iż przez ‘religię naturalną’ rozumiemy wspólne podłoże wszystkich religii pozytywnych, a więc treść ‘objawienia pierwotnego’”. Wielokrotnie podkreśla on w swoich pracach, iż uważa określanie masonerii anglosaskiej jako "masonerii deistycznej" za niewłaściwe. Istotą deizmu jest odrzucenie religii objawionej, a tym samym traktowanie wszystkich religii pozytywnych jako do pewnego stopnia błędnych i co za tym idzie nieprawdziwych. Gdyby rzeczywiście taka była - zaznacza - to odrzucałaby wszelkie prawdy objawione, a w lożach adepci składają przysięgę na księgi objawione tj. na Biblię, Koran, czy księgi Wedy. To prawda, lecz można by się w tym miejscu zastanowić czy nie chodzi tu jedynie o teksty w stosunku do których adept ma wewnętrzne przekonanie o ich prawdziwości i tylko jako na takie może się na nie powoływać. Wolno mu powoływać się w loży na teksty ksiąg uważanych przez niego za objawione, ale tylko jako na wewnętrzne przeświadczenie, a nie prawdę powszechną. Albert Pike zauważał, że już np. wolnomularz-chrześcijanin “nie może mieć żadnych obiekcji, jeśli inni widzą [w Jezusie] jedynie Logos Platona, Słowo Wyrażonej Myśli lub Pierwszą Emanację Światła, albo Doskonały Rozum Wielkiego, Milczącego Najwyższego, Niestworzonego Bóstwa, w które wszyscy wierzą i któremu składają hołdy”. Pojedynczy mason może więc mieć pozytywny stosunek do objawienia, ale równocześnie organizacja w której nie wolno mówić o objawieniu nie przestaje być organizacją deistyczną. Nurt masonerii wywodzący się z krajów romańskich zazwyczaj bywa przez autorów określany mianem “masonerii ateistycznej”. Profesor Ludwik Hass stara się podkreślać, że masoneria ta nie była i nie jest ateistyczna lecz agnostyczna. Słuchając tego typu wyjaśnień należy jednak pamiętać, że ateizm jest określeniem bardzo szerokim. To nie tylko kategoryczne zaprzeczenie istnieniu Boga. Może on mieć wiele przejawów, z których do łagodniejszych zaliczany jest właśnie agnostycyzm. Możliwe, że bardziej pasuje do niej szczegółowe określenie agnostyczna, choć to nie wyklucza określenia ateizm. Przeważnie nie zaprzecza ona w jawny sposób istnieniu Boga lecz jedynie głosi, iż: “Idea Boga jest z tych, które odrzucamy bez dyskusji, tak niegodna uwagi nam się wydaje. Więc dobrze! Nie jesteśmy mniej zwolennikami, że się przyjmuje Wielkiego Architekta Wszechświata. Jest to wypisane na początku pierwszych konstytucji. Zostawmy to. Niektórzy przyjmują to jako prawdę, my to podtrzymujemy jako pewną umowę”. “My to podtrzymujemy jako pewną umowę”. Umowę, a więc coś co w jednej chwili akceptujemy, a już w następnej możemy zmienić na bardziej nam odpowiadającego. Podejście takie umożliwia zaakceptowanie słów Protagorasa, który mówił że człowiek “jest miarą wszechrzeczy”. Prowadzić to może do wyniesienia człowieka na ołtarze i stwierdzenia w pewnym momencie: “Podania, legendy, ciemna wiara ludu, wszystko to kiedyś zniknie wobec świadomości: My jesteśmy Bogiem! I czemuż dotąd nie chcą temu wierzyć?... Kto się czuje Bogiem, nie może w tej poziomej, dusznej atmosferze, która ducha zabija oddychać. Kto się czuje być Bogiem, żyje życiem, które nie zna śmierci”. Dopiero odrzucając Boga jako istotę najwyższą ludziom zdaje się, że jak mówi “brat” Lacroix od tego momentu “odpowiadamy za nasze czyny tylko przed nami samymi”. Proponuje się człowiekowi zasadę autonomii woli i zasadę imperatywu kategorycznego nakazujące mu uznanie siebie za jedyne źródło zasad moralnych. Tylko od człowieka i jego sumienia uzależnione jest jego postępowanie wobec bliźnich i świata. To tylko kilka wypowiedzi wolnomularzy, lecz są one bardzo wymowne. Dziwi w tej sytuacji jedna głośnych z wypowiedzi Didera Śniadecha. Ten przedstawiciel, reprezentującego liberalny nurt wolnomularstwa, Wielkiego Wschodu Francji w jednym z wywiadów udzielonych “Życiu Warszawy” mówił m.in.: “W naszych szeregach są również katolicy, ja sam jestem katolikiem”. Niestety nie wiemy co “brat” Śniadech rozumie używając tego typu sformułowań ale i tak jego wypowiedź budzi niemałe zdziwienie gdyż wolnomularz mieniący się być “katolikiem” to niezbyt częste zjawisko. Wypowiedź taka dziwi, lecz dziwi ona nie tylko katolików ale i wolnomularzy bo jak podkreślał profesor Nowicki “każdy wolnomularz jest wolnomyślicielem”. Prezydent Polskiej Grupy Narodowej UFL-u Adam Witold Wysocki głosi, że “słowo wolnomularz oznacza człowieka wolnego od wszelkich zniewoleń i dogmatów”. Bronisław Trentowski pisał o tym szerzej w słowach: “masonerii nie są potrzebni żadni wysłannicy niebios, nie potrzebuje ona żadnego ponadziemskiego objawienia, żadnych mistycznych sakramentów, żadnej spowiedzi i żadnego odpuszczania grzechów, mówiąc krótko żadnych środków uświęconych przez ślepą wiarę”. Zestawiając takie wypowiedzi z tym co mówił cytowany już Dider Śniadech staje przed nami pytanie, jak to ze sobą pogodzić? Z jednej strony człowiek odrzucający wszelkie dogmaty, a z drugiej strony katolik. Czyżby miał to być jakiś adogmatyczny katolicyzm? Trudno dostrzec sens w takim połączeniu, gdyż równie dobrze moglibyśmy mówić o kwadratowych kołach czy niebieskiej czerwieni. Kiedy w maju ubiegłego roku przyszło mi przeprowadzić wywiad z profesorem Andrzejem Nowickim... (Może warto tu w kilku słowach przybliżyć tą postać: Prof. dr hab. Andrzej Rusław Nowicki znany jest większości osób jako historyk filozofii i religioznawca. Był on założycielem i wieloletnim prezesem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli w Polsce. Obecnie jest członkiem wolnomularstwa liberalnego, wiceprezydentem Polskiej Grupy Narodowej Uniwersalnej Ligi Masońskiej oraz członkiem Rady Programowo - Naukowej pisma “Wolnomularz Polski”. W momencie powołania latem ubiegłego roku do istnienia Wielkiego Wschodu Polski profesor Nowicki został pierwszym Wielkim Mistrzem nowo powstałej obediencji.) Otóż, kończąc ten wywiad zapytałem go, czy uważa za możliwe pogodzenie katolicyzmu ze światopoglądem masońskim jednakże bez odrzucenia przez katolicyzm tego, co jak mówił Bronisław Trentowski “uświęcone przez ślepą wiarę”. Wydawało mi się bowiem, że przecież porzuciwszy to, co stanowi jego istotę, katolicyzm przestałby być katolicyzmem. Działałoby to zresztą w obie strony. Katolik odrzucający dogmatykę nie jest katolikiem, zaś wolnomularz przyjmujący dogmaty nie może już uważać się za wolnomularza. Jak więc można mówić o pogodzeniu tych dwóch światopoglądów. Odpowiedź, której udzielił mi profesor Nowicki brzmiała “Przynajmniej od 40 lat pisałem wielokrotnie o zróżnicowaniu chrześcijaństwa a w jego obrębie także o zróżnicowaniu katolicyzmu. Z sympatią pisałem wielokrotnie o wielu myślicielach katolickich, będących zwolennikami pluralizmu, respektujących prawo partnerów dialogu do posiadania własnego zdania. Uważam więc za zupełnie możliwe pojawienie się takiej formacji katolickiej, która nie będzie toczyła walki z masonerią, ale traktować będzie masonów jak braci”. Nietrudno zauważyć, że nie jest to odpowiedź dokładnie o to o co pytałem. Czytając ją widzimy jednak, że profesor Nowicki podkreślał tu głównie potrzebę dialogu ze strony Kościoła. Jest to dość stereotypowe i niezbyt wyszukane podejście. Kościół posoborowy jest przecież “Kościołem dialogu”. Nie próbuje on dziś nawracać mieczem czy na polu bitwy lecz stara się rozmawiać. Tak dzisiaj Kościół pojmuje swoją misję, tak pojmuje słowa “Idźcie i nauczajcie” (Mt 28,19), którymi został posłany. Rozmawiając można osiągnąć wiele, a przy tym nie zatracić swego posłannictwa, gdyż jak podkreślał bardzo mocno papież Jan XXIII: “chrześcijanie liczą się tylko wtedy, gdy przynoszą pokój”. Chęć dyskusji i wymiany poglądów przejawia się nieustannie w wypowiedziach Kościoła. Odwołując się do cytowanej wyżej Deklaracji Episkopatu Niemiec przypomnijmy, że biskupi zaznaczali w swej wypowiedzi, iż pomimo tylu różnic i tak drastycznych przeciwieństw doktrynalnych “nie ma wrogiej, dzielącej Kościół i masonerię postawy, lecz otwartość na dialog prowadzony w atmosferze obiektywizmu i wzajemnej życzliwości. Kościół katolicki otwiera się ku współpracy w realizowaniu humanitarnych i charytatywnych zadań dla wspólnego dobra”. Kościół chce rozmawiać, ale to nie oznacza że zawsze ma się bezwarunkowo zgadzać ze swoimi rozmówcami gdyż są pewne granice których mu przekroczyć nie wolno. Nie może zaprzestać akcji ewangelizacyjnej a błądzących “braci” musi starać się sprowadzać na właściwą drogę. Wszak jak pisał Augustyn z Hippony: “nie powinniśmy kochać ludzi na tyle, by dla nich kochać ich występki, lecz nie powinniśmy nienawidzić występków na tyle, aby dla nich nienawidzić ludzi...” Kościół posoborowy jest “Kościołem dialogu” toteż rozmawia również z wolnomularzami. Szkoda tylko, że najczęściej padającym przy tej okazji hasłem jest nie wypowiedź Episkopatu Niemiec lecz zredagowana 5 lipca 1970 roku “Deklaracja z Lichtenau”. Dokument ten będący następstwem rozmów prowadzonych z inicjatywy kardynała Franza Kö niga w północno-zachodniej Austrii niedaleko Linzu jest tekstem zredagowanym przez samych wolnomularzy. W momencie gdy w 1974 roku na zlecenie Episkopatu Niemiec rozpoczynała działalność komisja dialogowa brano pod uwagę możliwość jakiegoś odwołania się do “Deklaracji z Lichtenau”. Wkrótce jednak, po zasięgnięciu na jej temat opinii w Kongregacji Doktryny Wiary, zrezygnowano z tego, gdyż jak pisze biorący udział w tych pracach biskup Josef Stimpfle okazało się, że w przypadku rozmów z 1970 roku: “Żaden przedstawiciel Kościoła nie został mianowany przez Kongregację Doktryny Wiary. ‘Deklaracja z Lichtenau’ nie została też przez nią uznana. Również biorący udział w rozmowach prałat Johannes de Toth po wielokrotnym zasięganiu informacji u wspomnianego prefekta tej Kongregacji, nigdy nie otrzymał od niego nominacji do pełnienia tych czynności. Ponieważ jednak ma on siedzibę w Rzymie i był kanonikiem bazyliki lateraneńskiej niektórzy błędnie sądzili, że działał w imieniu i na zlecenie Stolicy Apostolskiej”. Ocena wobec tego dokumentu mogła więc być tylko jedna: “‘Deklaracja z Lichtenau’ nie jest żadnym oficjalnym dokumentem. Nigdy nie uzyskała urzędowej akceptacji przez Kościół. Również kardynał Dö pfner któremu została przedłożona nie zaaprobował jej. Kardynał Kö nig nigdy jej nie podpisał”. Kościół posoborowy jest “Kościołem dialogu” toteż w związku z tym spotyka się czasem z negatywną oceną, którą próbuje się motywować tradycjonalizmem. Tradycjonalizm to piękna postawa. Trzeba jednak odróżniać przywiązanie do tradycji oraz postulat zachowania liturgii w rycie trydenckim i łaciny od stanowczego przekreślania wszystkiego co wiąże się z Soborem Watykańskim II. Może bowiem dojść do nieco dziwnych sytuacji. Z jednej strony Kościół posoborowy podkreśla nieustannie w oficjalnych dokumentach, że “dotychczasowa praktyka dyscyplinarna Prawa Kanonicznego nie została w niczym zmodyfikowana i obowiązuje w całej pełni”, a z drugiej “bracia” wolnomularze dokonując własnej interpretacji wypowiedzi Kościoła mówią o bardzo zdecydowanych zmianach. Przykro jest widzieć czasem jak niektórzy “tradycjonaliści” zapominają o tradycyjnym “ubi papa ibi ecclesia” i mając do wyboru wypowiedzi Stolicy Apostolskiej i opinie wolnomularzy, te ostatnie właśnie uważają za bardziej wiarygodne. Być może dążąc w swym przekonaniu do tego by być “bardziej rzymskim” od papieża potrzebują szukać sobie nowych autorytetów. Może się to jednak czasem okazać ryzykowne, a nieomylność tych autorytetów zwodnicza. Norbert Wójtowicz
Historia | Poglądy | Wywiady
| Heraldyka | Religia i polityka
| Polska daleka i bliska
|
Data publikacji
|
|
![]() |
||||
|
|