|
|
|
Sinduriel
Podr≤┐
Dolina
ci▒gnΩ│a siΩ pasem zielonej trawy pomiΩdzy
wzniesieniami, po╢r≤d p≤l uprawnych. Jej ╢rodkiem
wi│a siΩ droga, r≤wna i bardzo dobrze utrzymana.
Dziewczyna sz│a i sz│a, a┐ przekroczy│a granice
Shire'u. W pobli┐u nie by│o ┐adnego stra┐nika, kt≤ry
by jej powiedzia│, ┐e tego robiµ nie wolno (Kr≤l
Elessar, gdy zasiad│ na tronie, wyda│ rozkaz
zabraniaj▒cy, Du┐ym Ludziom wkraczania do Shire'u), a
ona o tym nie wiedzia│a, bo by│a z daleka. Z bardzo
daleka. WΩdrowa│a jaki╢ czas przez tΩ krainΩ okryta
zielonym p│aszczem z kapturem, wspieraj▒ca siΩ na
cienkim mieczu, zamiast na lasce (a przecie┐ by│a
m│oda), a┐ spostrzeg│a ma│e istoty, wygl▒daj▒ce jak
ludzie, lecz od nich mniejsze. "Co to za rasa?"
- pomy╢la│a. Wtedy jeden z tych ludzik≤w (byli to
oczywi╢cie Hobbici) przyskoczy│ do niej z pytaniem:
- Kim jeste╢ i co robisz w Shire? Nie wiesz, ┐e Du┐ym
Ludziom nie wolno przechodziµ przez nasze pa±stwo?
- A sk▒d mam wiedzieµ? Jestem tu obca, przybywam z
daleka i nie znam waszych praw - odpowiedzia│a trochΩ
niegrzecznie i wyprostowa│a siΩ. Teraz hobbit, kt≤ry z
ni▒ rozmawia│, zobaczy│, ┐e jest ona m│od▒
dziewczyn▒ o rysach twarzy zbli┐onych do rys≤w elf≤w,
o jasnobr▒zowych lokach, wymykaj▒cych siΩ spod
kaptura, i zielonych oczach . G│os mia│a jasny,
d╝wiΩczny. M≤wi│a Wsp≤ln▒ Mow▒.
- Przepraszam, nie wiedzia│em, ┐e m≤wiΩ do elfa -
stropi│ siΩ hobbit. By│ on (wed│ug hobbit≤w) jeszcze
m│ody, mia│ dopiero 27 lat. By│ wnukiem s│ynnego Sama
Gamgee, nazywa│ siΩ Elfstan.
- Nie jestem elfem, jestem cz│owiekiem. Lepiej powiedz
mi kim ty jeste╢ i kim s▒ elfy?
- Ja jestem hobbitem, nazywam siΩ Elfstan, jestem synem
Elanor PiΩknej i wnukiem Sama Gamgee - odpowiedzia│ z
dum▒ hobbit. - Za╢ elfy to... elfy to elfy. Musisz
byµ, Pani, rzeczywi╢cie z daleka skoro nie wiesz kim
s▒ elfy . Na pocz▒tku my╢la│em, ┐e jeste╢ z
Gondoru.
- Gondoru? Czy to jakie╢ kr≤lestwo.
- Gondor to najwspanialsze kr≤lestwo naszych czas≤w!
Odk▒d Kr≤l powr≤ci│, Gondor sta│ siΩ jeszcze
potΩ┐niejszym i wspanialszym kr≤lestwem ni┐ by│ za
Dawnych Dni. Lecz teraz ty, Pani, siΩ przedstaw, je╢li
nie chcesz bym zaraz zawo│a│ stra┐e, kt≤re ciΩ
zaaresztuj▒.
- Dobrze, dobrze, zapomnia│am, ju┐ siΩ przedstawiam.
Nazywam siΩ Tainewenya, lecz zw▒ mnie tak┐e Raaneheri
lub Lindeheri. Przybywam z bardzo daleka. WΩdrujΩ, bo
lubiΩ. Nie znam waszej krainy, nie znam te┐ kr≤lestwa
Gondoru, kt≤re tak wspaniale opisujesz.
- WiΩc musisz p≤j╢µ ze mn▒, ┐eby to wyt│umaczyµ
kt≤remu╢ stra┐nikowi granicy. Je╢li ci uwierzy,
bΩdziesz musia│a zaraz opu╢ciµ Shire, je╢li nie,
bΩdzie ciΩ musia│ zaprowadziµ do naszego thana, a
mo┐e nawet do Kr≤la.
- Do Kr≤la? Po co? Ja naprawdΩ nic z│ego nie robiΩ.
- Takie jest prawo, jednak my╢lΩ, ┐e stra┐nik ci
uwierzy.
- A m≤g│by╢ wcze╢niej wskazaµ mi drogΩ do jakiej╢
gospody? Od dw≤ch dni nic nie jad│am.
- Wybacz, lecz najpierw muszΩ ciΩ zaprowadziµ do
stra┐nika. Ale potem, niezale┐nie od tego czy on ci
uwierzy czy nie, my╢lΩ, ┐e pozwoli ci co╢ zje╢µ.
- WiΩc chod╝my.
Ruszyli wiΩc. Dziewczyna sz│a bardzo szybko, tak, ┐e
musia│a co jaki╢ czas przystawaµ, by hobbit m≤g│ j▒
dogoniµ i wskazaµ jej drogΩ. Wreszcie zobaczyli
ciemn▒ sylwetkΩ stra┐nika stoj▒cego na posterunku.
Zdumia│ siΩ on bardzo widz▒c m│od▒ dziewczynΩ w
towarzystwie hobbita Elfstana. Gdy Elfstan wyt│umaczy│
mu, o co chodzi (nie zapomnia│ wspomnieµ o obiedzie),
ten powiedzia│, ┐e wierzy jej, lecz musi ona
natychmiast opu╢ciµ Shire i nigdy siΩ tu nie
pokazywaµ, a je╢liby musia│a, to niech wpierw zwr≤ci
siΩ z pro╢b▒ do Kr≤la.
- Dobrze, p≤jdΩ st▒d natychmiast. Lecz proszΩ mi
wskazaµ drogΩ do jakiej╢ gospody poza granicami tego
pa±stwa.
- W Bree jest s│ynna gospoda "Pod Rozbrykanym
Kucykiem". Doj╢µ tam mo┐na Wschodnim Go╢ci±cem.
To ta droga, na kt≤rej teraz stoimy.
- DziΩkujΩ i ju┐ idΩ.
I posz│a. Wieczorem dosz│a do gospody. Tam
przenocowa│a i nastΩpnego ranka wyruszy│a dalej. Dwa
dni p≤╝niej dotar│a w okolice Wichrowego Czuba. Tam
pozosta│a przez noc. Gdy siΩ zbudzi│a, s│o±ce sta│o
ju┐ wysoko na niebie. " MuszΩ siΩ
po╢pieszyµ" - pomy╢la│a. Po kilku dniach wesz│a
pomiΩdzy g≤ry. Sz│a g≤rsk▒ ╢cie┐k▒, gdy pojawi│a
siΩ przed ni▒ dolina, jakby specjalnie ukryta; doj╢cia
do niej broni│a rzeka. Po chwili dziewczyna dosz│a do
mostu na rzece. Przekroczy│a go bez wahania. Wtedy
ujrza│a co╢ jak pa│ac po╢r≤d g≤r, otoczony
drzewami. Dotar│a do Rivendell.
Wesz│a do niestrze┐onego budynku i chwilΩ siΩ
przechadza│a po pustych salach. By│a w sali, w kt≤rej
onegdaj Elrond zwo│a│ naradΩ i powo│a│ Dru┐ynΩ
Pier╢cienia. By│a te┐ w pokoju, w kt≤rym dawno temu
odpoczywa│ ranny Frodo Baggins. Wreszcie dosz│a do
Kominkowej Sali. P│on▒│ tam jeszcze ogie±, jaki╢
cz│owiek jeszcze siedzia│ na pod│odze. Gdy podesz│a
bli┐ej, cz│owiek odwr≤ci│ siΩ i spyta│:
- Kim jeste╢?
- Ja? Ja... Ja przepraszam, ┐e tu tak wesz│am... -
zaczΩ│a zmieszana, gdy┐ ujrza│a przed sob▒ twarz
elfa. Twarz piΩkn▒, ani m│od▒ ani star▒. O wieku
elfa ╢wiadczy│ tylko b│ysk w jego oczach. - Nie bardzo
wiem gdzie jestem, my╢la│am, ┐e to opuszczone miejsce.
- Rivendell nigdy nie bΩdzie opuszczone, przynajmniej
dop≤ki ostatni elf nie wyp│ynie za Morze. Ale to
prawda, ┐e niewielu nas tu ju┐ zosta│o - ze smutkiem
powiedzia│ elf, lecz zaraz siΩ u╢miechn▒│. - Ja
nazywam siΩ Sillalelot, jestem jednym z niewielu Szarych
Elf≤w , kt≤re tu zosta│y. A ty kim jeste╢?
- Nazywam siΩ Tainewenya, lecz zw▒ mnie te┐ Raaneheri
lub Lindeheri. Wybacz, ┐e nie wiem kim s▒ Szare Elfy,
nie wiem te┐ co to za miejsce, to Rivendell, lecz
pochodzΩ z bardzo daleka i nie znam tutejszej okolicy,
ani tutejszych lud≤w.
- To dziwne, gdy┐ masz imiΩ w jΩzyku elf≤w, a twoje
przydomki, czy te┐ nastΩpne imiona te┐ s▒ w tym
jΩzyku. Tainewenya znaczy: Zielone Niebo, Raaneheri
znaczy: WΩdruj▒ca Pani, a Lindeheri: ªpiewaj▒ca Pani.
- Nie wiem sk▒d mam swoje imiΩ, choµ wiele razy siΩ
nad tym zastanawia│am. Ale w jakiej mowie my m≤wimy
teraz?
- We Wsp≤lnej Mowie - odpowiedzia│ elf.
- Wsp≤lnej mowie? Co to za mowa?
- To mowa wsp≤lna dla ca│ego ªr≤dziemia. Wszystkie
istoty maj▒ obowi▒zek u┐ywaµ jej do obcych.
- Aha. Wesz│am przez przypadek w granice jakiego╢
tutejszego pa±stwa. Nazywa│o siΩ Shire i mieszkali tam
dziwni ludzie zwani hobbitami.
- Hobbici, istoty dot▒d niepojΩte przez MΩdrc≤w.
Dziwny to lud, doprawdy. Zwani s▒ te┐ nizio│kami, jak
w Rohanie, lub Periannath, u nas.
- Nie wiedzia│am, ┐e nie mo┐na przechodziµ przez ich
granice.
- Elfy mog▒, Krasnoludy te┐, tylko ludzie, zwani tam
Du┐ymi Lud╝mi nie mog▒. To nakaz Kr≤la Elessara.
- Czy jest on elfem?
- Nie, chocia┐ ma w sobie du┐o z elfa. Idziesz do
niego?
- Nie, nie znam go.
- WiΩc dok▒d zmierzasz?
- Przed siebie. LubiΩ wΩdrowaµ.
- Hmm... Dwa ludzkie pokolenia temu, w Trzeciej Erze,
takie upodobanie by│oby dziwne, je╢li nie
niebezpieczne. Wtedy tylko Stra┐nicy wΩdrowali, ale nie
dla przyjemno╢ci. I Czarodzieje, choµ nie wszyscy.
NajwiΩcej wΩdrowa│ Gandalf - Sillalelot zamy╢li│
siΩ nagle, jakby wspomina│ co╢, co dawno przeminΩ│o.
- To by│y niebezpieczne czasy, choµ jednocze╢nie by│y
to czasy najbardziej bohaterskich wyczyn≤w. Koniec
Trzeciej Ery by│ czasem odrodzenia dla Gondoru i czasem
zmierzchu dla rodu elf≤w. Przynajmniej w ªr≤dziemiu. -
M≤wi│ ju┐ jakby do siebie.
- Wybacz, lecz niewiele z tego rozumiem. Mo┐esz mi to
wyja╢niµ?
- To bardzo d│uga historia, a dzisiaj jest ju┐
wiecz≤r, za╢ niekt≤rych rzeczy lepiej nie opowiadaµ
noc▒, nawet teraz, gdy Cie± ju┐ odszed│. Po│≤┐
siΩ spaµ w kt≤rej╢ z pustych komnat. Jutro ci
opowiemy HistoriΩ Wojny o Pier╢cie±.
- Opowiecie? Jest was tu wiΩcej?
- Tak, nie mieszkam sam w Rivendell, a niekt≤rzy moi
przyjaciele, tak┐e elfy, znaj▒ tΩ historiΩ lepiej
ni┐ ja i mog▒ ci to dok│adniej opowiedzieµ. Mnie nie
by│o w tym czasie w samym domu Elronda P≤│elfa. Z
│ukiem w rΩku strzeg│em granic Rivendell, czyli po
naszemu Imladris. Wtedy nikt nie m≤g│ siΩ tu
niepostrze┐enie w╢lizgn▒µ, teraz miejsce to wygl▒da
na opuszczone, choµ nie jest. O nie, jeszcze tu
mieszkaj▒ elfy, zapomniane, izoluj▒ce siΩ coraz
bardziej od ludzi - w oczach Sillalelota zapali│y siΩ
ogniki. Widaµ by│o jak bardzo ┐a│owa│ dawnych,
wspania│ych, choµ niebezpiecznych, czas≤w. - A
przecie┐ za Dawnych Dni ludzie i elfy ┐yli jak bracia,
a┐ do Ostatniego Sojuszu, do czasu Isildura. Ale to
by│o dawno. - Elf spojrza│ na TainewenyΩ, a w jego
oczach zn≤w b│yszcza│ u╢miech. Jak to elf,
rozmi│owany w pie╢niach, zacz▒│ nuciµ pod nosem co╢
w niezrozumia│ym jΩzyku:
A Elbereth Gilthoniel,
silivren penna miriel,
o menel aglar elenath!
Na-chaered palan-diriel
o galadhremmin ennorath,
Fanuilos, le linnathon
nef aear, si nef aearon!
- O czym ty ╢piewasz? Co to za jΩzyk? - spyta│a
dziewczyna.
- To jΩzyk elf≤w. ªpiewam nasz▒ star▒ pie╢± na
cze╢µ Elbereth.
- To jest piΩkne!
- JΩzyk elf≤w jest uwa┐any za najpiΩkniejszy jΩzyk w
ªr≤dziemiu, a pie╢ni w tym jΩzyku ol╢niewa│y
wszystkich, kt≤rzy ich s│uchali. Jutro ich trochΩ
us│yszysz. Teraz id╝ spaµ. Ju┐ p≤╝no.
- Dobrze.
NastΩpnego dnia TainewenyΩ obudzi│o pukanie do drzwi
komnaty, w kt≤rej spa│a. To Sillalelot chcia│ jej
powiedzieµ, ┐e ju┐ ranek. Dziewczyna wysz│a z pokoju
i posz│a do Kominkowej Sali, w kt≤rej siedzia│o ju┐
kilka elf≤w. Po lekkim ╢niadaniu (elfy zwykle nie
jedz▒ du┐o) jeden z nich, powa┐niejszy i dostojniejszy
od reszty, zacz▒│ opowiadaµ o Wojnie o Pier╢cie±,
oraz o Dawnych Dniach . Ca│▒ opowie╢µ streszcza│ jak
m≤g│, a i tak, gdy sko±czy│ opowiadaµ, s│o±ce ju┐
zachodzi│o. Wtedy wsta│ i powiedzia│ uroczystym
g│osem:
- My, elfy, obywamy siΩ bez obiadu, niekt≤rzy nawet
m≤wi▒, ┐e ┐yjemy samymi pie╢niami , lecz poniewa┐
ty, Lindeheri, jeste╢ dzi╢ tutaj, zapraszam ciΩ na
obiad do sali, w kt≤rej niegdy╢ ustalono, ┐e Jedyny
Pier╢cie± trzeba wys│aµ na po│udnie i zniszczyµ.
Skromny to bΩdzie obiad, nie taki jak za czas≤w
Elronda, wtedy nawet kr≤lewskie obiady nie mog│y siΩ z
naszymi r≤wnaµ. Je╢li, oczywi╢cie, wtedy kto╢
podawa│ kr≤lewskie obiady, bo trudno by│o wtedy
spotkaµ prawdziwych kr≤l≤w. Lecz to dawne dzieje.
Chod╝my na razie je╢µ.
W korytarzu Lindeheri (elfy sobie upodoba│y ten jej
przydomek i tak j▒ nazywa│y) spyta│a dostojnego elfa:
- Jak siΩ nazywasz? Dlaczego m≤wisz o tych dawnych
wydarzeniach tak jakby╢ w nich uczestniczy│?
- Odpowiem ci najpierw na drugie pytanie. Ot≤┐, ja nie
uczestniczy│em w wyprawie Dru┐yny Pier╢cienia, lecz
Legolas, kt≤ry jest moim przyjacielem, opowiedzia│ mi
to po powrocie. A w starszych wydarzeniach, jeszcze za
Dawnych Dni, rzeczywi╢cie uczestniczy│em. Elfy, je╢li
ich nikt nie zabije, s▒ nie╢miertelne. Je╢li zmΩczy
je ┐ycie w ªr≤dziemiu, mog▒ wyp│yn▒µ z Szarej
Przystani za Morze - elf przerwa│ na chwilΩ, patrz▒c w
stronΩ zachodu. - Je╢li chodzi o pierwsze pytanie, to
nazywam siΩ Hesin i jestem ostatnim Elfem Wysokiego Rodu
pozosta│ym w ªr≤dziemiu - ostatnie s│owa powiedzia│
tak g│o╢no, by wszyscy s│yszeli. Powiedzia│ to w
momencie, gdy weszli do sali, w kt≤rej podano obiad.
- Co? Dlaczego wcze╢niej tego nie powiedzia│e╢? -
zaczΩ│y pytaµ elfy, Hesin jednak milcza│.
Weszli do sali gdzie ju┐ czeka│ obiad. Po sko±czonym
jedzeniu Hesin spyta│ dziewczynΩ:
- Dok▒d zamierzasz teraz i╢µ?
- Nie wiem, nie znam waszej okolicy.
- Czy chcia│aby╢ zobaczyµ mapy?
- Oczywi╢cie, jakkolwiek niewiele by mi da│y, gdy┐ i
tak nic nie wiem o krainach le┐▒cych w ªr≤dziemiu -
odpowiedzia│a, a Hesin wsta│ i wyszed│. Wr≤ci│ po
chwili i po│o┐y│ przed ni▒ mapΩ ªr≤dziemia,
niezbyt dok│adn▒, gdy┐ dok│adniejsze zabra│ ze sob▒
Elrond, kiedy opuszcza│ tΩ krainΩ. "Na wszelki
wypadek, pamiΩtajcie, ┐e Sauron by│ tylko s│ug▒
Nieprzyjaciela, lepiej, ┐eby najdok│adniejszych map nie
by│o w zasiΩgu r≤┐nych nieprzyjaznych r▒k" -
powiedzia│, gdy zabiera│ mapy.
Tymczasem Tainewenya przygl▒da│a siΩ mapie,
przyniesionej przez Hesina.
- Mog│abym p≤j╢µ, tu, do tego lasu zwanego Mroczn▒
Puszcz▒ , potem mo┐e do tego jeziora, czy te┐ morza
Rhun, dalej nie wiem. Nie macie na tej mapie krain na
wsch≤d od Mrocznej Puszczy. Zreszt▒, nie wiem. A jak ty
mi radzisz? - zwr≤ci│a siΩ do Hesina.
- Ja radzΩ ci zostaµ tutaj. Inne kraje s▒
niebezpieczne, s▒ tam miejsca, z kt≤rych Cie± nigdy
nie zosta│ wygnany.
- Nie mogΩ tu zostaµ wiecznie, nie wytrzyma│abym
siedz▒c ci▒gle w jednym miejscu.
- WiΩc przepraw siΩ przez G≤ry Mgliste i pop│y± wraz
z biegiem Anduiny prosto do Gondoru.
- Nie chcΩ, chcΩ co╢ zobaczyµ.
- WiΩc id╝ tak jak zaplanowa│a╢, lecz unikaj Rhunu.
To nieznana i niebezpieczna kraina - poradzi│ jej elf. -
Jak bΩdziesz w Mrocznej Puszczy, znajd╝ Le╢n▒ RzekΩ.
Id▒c jej brzegiem, trafisz do krainy Le╢nych Elf≤w,
mieszkaj▒cych w kamiennym pa│acu. Nie w▒tpiΩ, ┐e
potraktuj▒ ciΩ dobrze i wyposa┐▒ na drogΩ, je╢li
tylko wspomnisz Imladris. Stamt▒d jest niedaleko do
Samotnej G≤ry, gdzie mieszkaj▒ krasnoludy. Tam te┐
ciΩ dobrze przyjm▒. Przynajmniej dop≤ki ┐yj▒ tam
potomkowie Gimliego, syna Gloina - doda│ po chwili.
- To mo┐e ja bym siΩ te┐ wybra│ w tamt▒ stronΩ? -
krzykn▒│ nagle jeden elf.
- Ty chcesz, Aldaistarze? No tak, zanim tu przyby│e╢,
w│a╢nie tam mieszka│e╢. WiΩc chcesz teraz wracaµ do
domu?
- Nie, nie chcΩ wracaµ. ChΩtnie bym odwiedzi│ mojego
brata w Mrocznej Puszczy, lecz nie chcΩ siΩ tam na
d│u┐ej zatrzymywaµ. Chcia│bym trochΩ powΩdrowaµ po
╢wiecie. Nigdy nie by│em w Gondorze, chcia│bym
zobaczyµ Rohan. MarzΩ te┐, ┐eby zobaczyµ Lorien .
Hesinie, skoro jeste╢ elfem Wysokiego Rodu, czemu nie
mieszkasz w Lorien? Przecie┐ tam jest miejsce dla
najdostojniejszych elf≤w.
- Mylisz siΩ, to tu mieszka│ Elrond P≤│elf, nie w
Lorien. Zreszt▒ teraz Lorien jest opuszczone, wraz z
odej╢ciem pani Galadrieli, nasta│ zmierzch dla Lorien,
niegdy╢ najpiΩkniejszej siedziby elf≤w.
- Tak, Lorien by│o piΩkne! Z│oty Las! Ach, dlaczego
pani Galadriela opu╢ci│a to miejsce? - westchn▒│
Sillalelot.
- Dobrze wiesz dlaczego. Sko±czy│ siΩ czas elf≤w,
zacz▒│ siΩ czas ludzi - odpowiedzia│ mu Hesin.
- Na nieszczΩ╢cie dla nas. Drog▒ zap│acili╢my cenΩ
za pomaganie ludziom.
- Owszem, ale dziΩki temu ludzie, kt≤rzy siΩ teraz
narodzili, ┐yj▒ na ziemi czystej, wolnej od Cienia.
Sillalelot umilk│ i ju┐ siΩ tego dnia nie odezwa│.
TΩ noc Tainewenya spΩdzi│a jeszcze w Rivendell, lecz
nastΩpnego dnia mia│a ju┐ wyruszaµ razem z
Aldaistarem, kt≤ry postanowi│ i╢µ z ni▒ przynajmniej
jaki╢ czas. Mieli wyjechaµ na koniach, gdy┐ przej╢cie
na piechotΩ takich odleg│o╢ci by│oby bardzo
mΩcz▒ce. Dziewczyna dosta│a gniadego wierzchowca
nazwanego Airarokko, za╢ elf dosiada│ siwego konia o
imieniu Telempe. DolinΩ Rivendell opu╢cili przed
po│udniem. Sko±czy│a siΩ ona tak niespodziewanie jak
siΩ zaczΩ│a. D│ugo siΩ ogl▒dali za spokojnym,
pozornie niezamieszka│ym lasem. Las za╢ ┐egna│ ich
delikatnym szumem li╢ci i ╢piewem ptak≤w. Ko±czy│a
siΩ wiosna, zaczyna│o siΩ lato, mn≤stwo kwiat≤w
kwit│o dooko│a drogi, kt≤r▒ wΩdrowali. Przed sob▒
mieli wysoki │a±cuch G≤r Mglistych.
Sinduriel
Podr≤┐; Sinduriel
|
|