Logo Amen
Zasoby internetowe ks. W. Mroza

Strona główna

* Nowości *
Czytelnia Amen
English ver.
Galeria
Humor
Katalog polski
Katalog zagr.
Kazania
Leksykon
O "Amen"
Strony ciekawe
Uwagi

Jan Sarkander
Na 25 V
Na 25 XII
Na 26 VIII
Na 8 III
Na Boże Ciało
Na Nowy Rok
Nauczyciele
O "katolikach"
O Akcji Kat.
O autorytetach
O chciwości
O chrzcie
O dniu życia
O domie
O encyklice
O górnikach
O jedności
O kolędzie (1)
O kolędzie (2)
O Komunii św.
O Komunii św.
O Konkordacie
O krzyżu
O Mszy św.
O naszej parafii
O niebie i piekle
O Papieżu, '99
O Piśmie św.
O powodzi
O przemijaniu
O przemijaniu
O spowiedzi
O spowiedzi
O sumieniu
O Testamencie
O trzeźwości
O trzeźwości
O wakacjach
O wdzięczności
O wierze
O wyborze
O śmierci
Pasyjne
Piotr i Paweł
Postanowienia
Powołaniowe
V Przykazanie

Aktualizacja:
2000-03-27
e-mail:
mroz@amen.pl
 

Kazanie powołaniowe

Lubin, 24 I 1999 r.

Drodzy w Chrystusie Panu, Siostry i Bracia!

Czego to ludzie nie wymyślą! Otóż pewnego razu na jednym z uniwersytetów miał miejsce wykład z filozofii na temat istnienia Pana Boga. Profesor w pewnej chwili zapytał studentów: "Czy ktokolwiek z obecnych tu w sali kiedykolwiek widział Boga?" Nikt się nie zgłosił. "Czy ktokolwiek z obecnych tu w sali dotykał Boga?" Znowu nikt nie odpowiedział. "Czy ktokolwiek w tej sali słyszał Boga?" Kiedy po raz trzeci nikt się nie podniósł - profesor podsumował swoją wypowiedź: "A zatem nie ma żadnego Boga!".

W tym momencie jeden ze słuchaczy poniósł rękę i zapytał, czy może coś powiedzieć. Wykładowca z ciekawości, co takiego powie ten student, pozwolił, a on stanął i spokojnie zapytał głośnym głosem: "Czy ktokolwiek z obecnych tu w sali widział mózg naszego profesora?" Cisza. "Czy ktokolwiek w tej sali dotykał mózgu naszego profesora? Znowu całkowita cisza. "Czy ktokolwiek w tej sali słyszał mózg naszego profesora?" Kiedy nikt nie odważył się czegokolwiek powiedzieć, student podsumował swoją wypowiedź: "A zatem, zgodnie z logiką myślenia naszego profesora, na pewno nasz profesor nie ma żadnego mózgu!". (Trzeba dodać przy tym, że ów student zdał potem pozytywnie wszystkie egzaminy u tego profesora - a po kilku latach wstąpił do seminarium...).

Drodzy w Chrystusie Panu!

Tak to już się dzieje, że wielu ludzi żyje z dnia na dzień, jak zwierzęta, i nie myślą o Panu Bogu, o swojej duszy, o życiu wiecznym. Żyją tak, jakby istniał tylko świat materialny, a nie liczyła się cała sfera duchowa życia człowieka. Tacy ludzie nie myślą pozytywnie o przyszłości, ale zawsze znajdą powody do narzekania. Sami ograniczają widnokrąg swojego życia do spraw przyziemnych i nigdy nie widzą powodów do radości, satysfakcji, zadowolenia.

Owszem, Pana Boga nie widać, podobnie jak nie widać wiatru, powietrza, prądu elektrycznego, fal radiowych i wielu innych rzeczy materialnych, które choć niewidoczne, jednak istnieją. Podobnie Pan Bóg, Stwórca tego, wszystkiego, na co patrzymy, i całej rzeczywistości, której nie widzimy - jest, chociaż go nie widać. Sprawdza się to, co mówi Pismo św.: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". Pan Bóg objawia się tylko świętym ludziom. Jednakże obecności Bożej mogą doświadczyć na sobie nawet wielcy grzesznicy.

Pan Bóg wybiera sobie niektórych ludzi i posługuje się nimi jakby narzędziami, aby w Jego imieniu działali, przemiawiali, nauczali. Ten wybór nazywa się powołaniem. I podobnie jak nie widać Pana Boga, podobnie też nie widać wprost powołania. Człowiek powołany nie różni się na zewnątrz niczym niezwykłym od innych ludzi. Zdarzało się w przeszłości, że Pan Bóg powoływał wielkich grzeszników i oni - opowiadając na dar i wezwanie Boże - zostawali w końcu świętymi. Obecnie są dla nas wzorem i przykładem do naśladowania.

Naprawdę różne może być powołanie Boże. Najczęściej słyszymy o powołaniu do kapłaństwa i zakonu. Co jakiś czas zdarza się, że ktoś, kogo znaliśmy ze szkoły, z sąsiedztwa, z rodziny - w pewnej chwili decyduje się zostawić wszystko co ma do tej pory: i wstępuje do seminarium duchownego lub do klasztoru. Od tego momentu jego życie zmienia się: już nie żyje dla siebie, ale dla Pana Boga. Po odbyciu studiów teologicznych przyjmuje święcenia kapłańskie lub składa śluby zakonne i odtąd swoim życiem świadczy o Bogu. Człowiek powołany przez Pana Boga do stanu duchownego rezygnuje z małżeństwa, rodziny, dzieci i innych spraw - po to, aby odtąd mieć stokroć tyle duchowych rodzin i duchowych dzieci, aby być ich duchowym ojcem i prowadzić ich wszystkich do Boga.

Powołanie kapłańskie i zakonne jest bardzo piękną i szlachetną sprawą, choć trudną i wymagającą. Jednak wielu ludzi tego nie rozumie i od czasu do czasu można usłyszeć jakieś głosy krytyki księży i ich sposobu życia. Warto przy tej okazji podkreślić jedną sprawę: jeśli księżom jest tak dobrze, jak to zazdroszczą niektórzy, to dlaczego oni sami nie poszli do seminarium, albo nie posłali tam swoich synów? A może mieli przeszkody, gdyż nie każdy może przyjąć święcenia - np. ten kto nie jest w pełni mężczyzną, albo ma jakąś chorobę psychiczną...

Jestem już księdzem ponad dwanaście lat i nie żałuję tej decyzji, której podjąłem dawno temu. W ciągu swego życia spotkałem wielu ludzi, którzy pomagali mi w różny sposób, zwłaszcza poprzez modlitwę. Nie wiem, ilu z kolei ja sam pomogłem zbliżyć się do Boga - okaże się to dopiero na sądzie Bożym - jednak nawet dla odprawienia jednej Mszy św. czy choćby dla podjednania z Bogiem jednego grzesznika, warto było zostać księdzem.

Nie zapomnę jednego zdarzenia, które miało miejsce dawno temu, kiedy jeszcze byłem neoprezbiterem i dwa miesiące po święceniach jechałem do domu odwiedzić rodziców. Kilka kilometrów przed rodzinną wioską przejechała z dużą szybkością jadąca na sygnale karetka pogotowia. Jechałem autobusem i widziałem jak się wszyscy oglądali za nią, ale cóż mogli zrobić? Przyszła mi w tym momencie pewna myśl do głowy i przypomniałem sobie, że przecież jestem księdzem i - jeszcze widząc tę karetkę - udzieliłem tamtemu człowiekowi sakramentalnego rozgrzeszenia i pomodliłem się za jego duszę. A teraz proszę sobie wyobrazić, jak za kilkanaście minut dojeżdżam do rodzinnej wioski i widzę na drzewie roztrzaskany wrak samochodu a wszędzie dokoła kawałki rozbitych szyb. Okazało się, że to był mój sąsiad i wracał do domu z Niemiec, gdzie ostatnio pracował. Niespodziewanie wyszła na drogę krowa drugiego sąsiada i zagrodziła mu drogę. Nie miał gdzie skręcić i trafił w drzewo. Szybko przyjechała karetka pogotowia, ale niestety, w drodze do szpitala, w karetce, zmarł. Był to dobry człowiek, chociaż ostatnio trochę rzadko chodził do kościoła. Za to jego żona była w każdą niedzielę w kościele i często zamawiała Mszę św. - jak to mówiła: "w intencji Panu Bogu wiadomej." I jak się okazało, wymodliła to, że odszedł, albo raczej odjechał z tego świata, pojednany z Bogiem.

Drodzy w Chrystusie Panu!

Ciągle brakuje księży, zakonników i zakonnic. Na pewno Pan Bóg powołuje wielu młodzieńców i dziewcząt do stanu duchownego, jednak nie wszyscy odpowiadają Bogu: "Tak". Niektórzy będąc w przedszkolu lub w szkole podstawowej mówią wszystkim, że będą księżmi lub zakonnicami. Ale przychodzi czas młodzieńczy i rezygnują z pobożnych planów, poprzestają na sprawach przyziemnych, żenią się i wychodzą za mąż, a potem im się często życie nie układa. Tak to już jest, jak napisał św. Augustyn: "Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu." Pan Bóg wie najlepiej, co jest dobre dla człowieka, i jeśli powołuje kogoś do swojej służby, to tylko tam człowiek będzie najbardziej szczęśliwy, blisko Boga, w modlitwie i sakramentach świętych. Dlatego warto postawić następujące pytanie: "Czy ktokolwiek z obecnych tu w sali usłyszał powołanie Boże?" "Czy ktokolwie na tej sali poczuł w swym życiu powołanie Boże?" Amen.