![]() Strona główna * Nowości * Czytelnia Amen English ver. Galeria Humor Katalog polski Katalog zagr. Kazania Leksykon O "Amen" Strony ciekawe Uwagi Jan Sarkander Na 25 V Na 25 XII Na 26 VIII Na 8 III Na Boże Ciało Na Nowy Rok Nauczyciele O "katolikach" O Akcji Kat. O autorytetach O chciwości O chrzcie O dniu życia O domie O encyklice O górnikach O jedności O kolędzie (1) O kolędzie (2) O Komunii św. O Komunii św. O Konkordacie O krzyżu O Mszy św. O naszej parafii O niebie i piekle O Papieżu, '99 O Piśmie św. O powodzi O przemijaniu O przemijaniu O spowiedzi O spowiedzi O sumieniu O Testamencie O trzeźwości O trzeźwości O wakacjach O wdzięczności O wierze O wyborze O śmierci Pasyjne Piotr i Paweł Postanowienia Powołaniowe V Przykazanie Aktualizacja: 2000-03-27 e-mail: mroz@amen.pl |
Kazanie pasyjne - o śmierciLubin, 21 II 1999 r. Drodzy w Chrystusie Panu, Siostry i Bracia!
Zgromadziliśmy się, aby wspólnie oddać cześć Chrystusowi Panu - naszemu Zbawicielowi, który poniósł za nas okrutną Mękę i Śmierć Krzyżową. Za nas umarł ale też trzeciego dnia zmartwychwstał, byśmy mogli za Nim podążać i z Nim kiedyś żyć w niebie. Po to żyjemy na ziemi, trudzimy się, cierpimy - aby dostać się do nieba i tam żyć w szczęśliwej wieczności. Rozważanie Męki Pańskiej w czasie Wielkiego Postu skłania nas do jeszcze większej wdzięczności dla Jezusa za to wszystko, co On dla nas zrobił, zstępując na ziemię i przyjmując postać Człowieka a następnie oddając swoje życie. Śmierć Chrystusa na krzyżu jest ceną naszego zbawienia. Krew Chrystusa obmywa nas z brudu grzechów i oczyszcza naszą duszę. Te wielkie prawdy naszej wiary rozważamy co roku podczas nabożeństw Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali. Może warto byłoby w tym roku trochę inaczej spojrzeć na nasze życie i jeszcze głębiej wczuć się w to, co przeżywał Pan Jezus w ostatnich godzinach swego życia ziemskiego. Podczas kolejnych kazań pasyjnych spróbujmy zastanowić się nad tym, co katechizm określa jako rzeczy ostateczne. W ostatnim czasie niewiele się mówi na ten temat, a przecież każdego z nas to czeka. Rzeczy ostateczne to śmierć, sąd Boży, niebo albo piekło. Dziś omówimy pierwszą z tych rzeczy, za tydzień będzie mowa o sądzie Bożym, później o niebie, piekle a także o czyśćcu. Każdy z nas będzie musiał kiedyś umrzeć. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Miliardy ludzi przed nami żyło na ziemi i wszyscy umarli. Każdego dnia na całej kuli ziemskiej odchodzą z tego świata miliony ludzi. Na każdym kroku spotykamy się ze skutkami grzechu pierworodnego. Nawet małe dzieci i noworodki, ludzie w różnym wieku, nie tylko starsi - chorują, starzeją się i umierają. Bardzo często telewizja, radio i gazety podają wiadomości o różnych katastrofach i wypadkach, w których giną ludzie - jakże często nagle i niespodzianie. Zwróćmy uwagę na jedną prostą sprawę: każdego wieczora kładziemy się spać do łóżka, zasypiamy i budzimy się nazajutrz, otwieramy oczy i widzimy ten sam widok co zawsze. A przecież tak nie musi być. Przecież któregoś poranka możemy już się nie obudzić. Przypomnijmy sobie słowa ze znanej pieśni kościelnej (Kiedy ranne wstają zorze): "Wielu snem śmierci upadli, co się wczoraj spać pokładli. My się jeszcze obudzili, byśmy Cię Boże chwalili". Czy my każdego dnia rano dziękujemy Panu Bogu za darowany nam jeszcze jeden dzień do przeżycia? Może tak się już do tego przyzwyczailiśmy, że po nocy następuje dzień - i zapominamy o tym, że któryś z nich na pewno będzie dla nas ostatnim? Może nawet dzień dzisiejszy... Trzeba to powiedzieć całkiem poważnie: jeśli się jutro rano obudzimy i przeżyjemy tę noc, która się zbliża, będziemy mieć ogromne szczęście, za co należy Panu Bogu podziękować. Nie wszystkim bowiem dane będzie dożyć dnia jutrzejszego. Tak się już dzieje na tym świecie, że nie wszystko zależy od nas. Obojętnie ile byśmy nie mieli pieniędzy, zdrowia, władzy i innych dóbr tego świata - i tak nie od nas zależy, kiedy przyjdzie ostatnia godzina naszego życia. To zależy tylko od Pana Boga, który stworzył cały ten świat i dał nam życie za pośrednictwem naszych rodziców. W obecnych czasach ludzie niechętnie rozmawiają o swojej śmierci, ten temat odkładają na później, nawet kiedy jest już najwyższy czas. Śmierć jest swego rodzaju tabu, jest sprawą o której się nie mówi - zupełnie podobnie jak nie mówi się w towarzystwie o sprawach fizjologicznych, a które przecież dotyczą każdego człowieka. Może to dzieje się między innymi przez telewizję i filmy, które tak nas przyzwyczaiły do widoku krwi i umierania, że już one nie wywierają na nas większego wrażenia. Już małe dziecko w ciągu roku potrafi oglądnąć kilka tysięcy drastycznych scen w telewizji. Dodajmy do tego różne współczesne gry komputerowe. Ponadto przypomnijmy sobie jak obecnie wyglądają pogrzeby. Jeszcze tylko gdzieniegdzie na wioskach odbywają się procesje z domu zmarłego do kościoła a później, po Mszy św., z kościoła na cmentarz. W takich procesjach żałobnych uczestniczyła cała wieś. Obecnie rodzina wysyła chorego nawet w beznadziejnym stanie do szpitala, aby tam zakończył żywot, a stamtąd prosto do lodówki na cmentarzu komunalnym, gdzie odbywa się krótki pogrzeb, na który przyjeżdża nierzadko tylko najbliższa rodzina i kilkoro sąsiadów. Raz nawet odprawiałem taki pogrzeb, że nie było komu nieść trumny do grobu. Wyobraźmy sobie jak wygląda umieranie w szpitalu, niejednokrotnie tylko wśród obcych ludzi, lub nawet zupełnie samotnie, z dala od najbliższych, w obcym środowisku, z dala od domu. Z każdym rokiem powiększa się ilość rodzin, które nie chcą mieć wśród siebie staruszków, których uważają za coś niepotrzebnego, jak jakiś balast. Ludzie młodzi zapominają, że sami będą kiedyś staruszkami, o ile dożyją tych lat prowadząc niezdrowy tryb życia. Osoby starsze, schorowane, niedołężne coraz częściej spędzają swoje ostatnie lata samotnie, w domach opieki społecznej, domach starców lub nawet w swoich mieszkaniach, ale z dala od dzieci i wnuków. W poprzedniej parafii byłem świadkiem takiej sytuacji, kiedy to dzień przed wizytą duszpasterską zwaną kolędą sąsiedzi zainteresowali się starszą sąsiadką i pukali do niej, aby powiedzieć, że nazajutrz przyjdzie ksiądz po kolędzie. Kiedy nikt nie odpowiadał, zaczęli dociekać kto ją widział ostatni raz i jak dawno. Okazało się, że nikt nie widział, żeby ona wychodziła czy gdzieś wyjeżdżała. W takiej sytuacji wezwano policję i siłą otwarto drzwi. Leżała na kanapie przed telewizorem - nieżywa już od tygodnia. Coraz częściej w środkach masowego przekazu słyszymy o eutanazji. W niektórych krajach podejmowane są próby aby wprowadzić odpowiednie ustawy pozwalające na dokonywanie eutanazji, czyli skracanie życia ludzi starych, nieuleczalnie chorych, niepotrzebnych społeczeństwu. Uzasadnia się to potrzebą skracania cierpienia w przypadkach beznadziejnych, kiedy już lekarze nie dają choremu szans na przeżycie. Widać w tym traktowanie człowieka jak jakieś zwierzę czy przedmiot, który można wyrzucić, kiedy stanie się bezużyteczny. Eutanazja to tak jakby dentysta widząc zupełnie zniszczony ząb już nie próbował go leczyć i zaplombować, ale od razu wyciągał szczypce, aby go wyrwać z korzeniami, żeby już pacjenta nic nie bolało. Najłatwiej jest pozbyć się bólu wraz z pacjentem. Dużo trudniej jest przyjść z pomocą duchową, zobaczyć, że ten nieuleczalnie chory ma także duszę nieśmiertelną, która może też jest chora i potrzebuje lekarstwa. Może to właśnie cierpienie jest dla niej najlepszym lekarstwem. Przeżywamy obecnie ciekawe czasy: niebywały rozwój medycyny, każdego roku naukowcy wynajdują coraz to nowe i lepsze lekarstwa, a mimo to chorób nie ubywa, a wprost przeciwnie - coraz więcej ludzi choruje i cierpi. Z kolei w tych krajach, gdzie zalegalizowano eutanazję, czyli praktykę skracania życia pacjentów na ich prośbę lub na prośbę najbliższej rodziny - tam coraz więcej ludzi boi się iść do szpitala, gdyż najczęściej już z niego nie wracają... Inną sprawą, podobną do eutanazji, są samobójstwa. Wielu ludzi odbiera sobie życie, nie chcą już żyć. Robią to z różnych powodów, najczęściej z rozpaczy, z braku poczucia sensu dalszego życia. Na przykład po utracie pracy lub kogoś bliskiego, zawiedzeni i porzuceni czy oszukani przez najbliższych w których pokładali nadzieję. Najczęściej są to ludzie młodzi, lub całkiem starsi, zmęczeni cierpieniem. Nie chcą już dłużej żyć i decydują się na ten krok zapominając jak wielki mogą spowodować ból wśród rodziny, sąsiadów i znajomych. Często samobójcy działają pod wpływem jakiegoś impulsu, jakby nie w pełni poczytalności psychicznej, w stanie załamania i rozpaczy, dlatego trudno z góry potępiać tych ludzi. Czytałem kiedyś, że pewna osoba przyjechała do św. Jana Vianneya zapytać go o coś i poradzić się i jeszcze nie zdążyła przemówić, a on sam powiedział jek te słowa: "Między przęsłem mostu a taflą wody było jeszcze dosyć czasu aby pojednać się z Bogiem". To jej wystarczyło. Podziękowała i uspokojona na duszy wróciła do swojej miejscowości. A chodziło właśnie o jej narzeczonego, który popełnił samobójstwo skacząc z mostu. Nie wiadomo tylko, skąd o tym wiedział św. Jan Vianney, który nigdy dotąd nie spotkał tej osoby. Nie można tej sytuacji wyjaśnić na żaden ludzki sposób, tylko samym ułomnym ludzkim rozumem. Pan Bóg dał nam życie - za pośrednictwem naszych rodziców, dał nam nieśmiertelną duszę o którą mamy się troszczyć. Można to porównać do świecy, która może być grubsza lub cieńsza, dłuższa lub krótsza. Raz zapalona świeci się dopóki nie zgasi jej silny powiew powietrza lub inne przeciwności. Zauważmy przy tym, że jeśli zadbamy o tą świecę i ochronimy ją przed przeciągiem, wtedy pali się spokojnie i dłużej. Jeśli jednak stoi na dworze a wieje silny wiatr lub pada deszcz i nie schronimy jej pod dachem - wówczas pali się niespokojnie, wosk się wylewa i w pewnym momencie, najmniej spodziewanym, gaśnie. Poruszając zagadnienie śmierci, należy przypomnieć to, co mówi na ten temat sam Pan Jezus. św. Mateusz Apostoł zapisał w swojej ewangelii to znamienne pouczenie: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle". Jest taka ciekawa zależność: mianowicie bardziej ludzie starają się zapomieć o swojej śmierci, która przecież dotyka tylko ciała, tym częściej wpadają w różne grzechy i zadają śmierć grzechową swojej duszy. Tacy ludzie już za życia są martwi duchowo, bezduszni i nieczuli na potrzeby innych. Nic dziwnego, że niejednokrotnie nie liczą się z życiem innych ludzi, wątpią w życie pozagrobowe, wyśmiewają je, za nic sobie mają przykazania Boże. Już za życia umarli duchowo. Natomiast człowiek prawdziwie pobożny, który żyje blisko Pana Boga, nie boi się śmierci. Wie, że to jest tylko próg do przeskoczenia, za którym czeka nas dalsze życie, chociaż odmienne od tego ziemskiego. Życie po śmierci istnieje i mamy na to niezliczone dowody, dlatego nie trzeba lękać się śmierci, nie trzeba przed nią uciekać. Po prostu któregoś dnia, kiedy przyjdzie na nas czas, zaśniemy i obudzimy się już gdzie indziej - na tamtym świecie, o wiele lepszym i szczęśliwszym od tego, który widzimy. Kilka lat temu niezwykłą sensację wywołała książka zatytułowana "Życie po życiu", w której autor, Raymond Moody, opisał relacje ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Warto zapoznać się z tą pozycją, gdyż dotyczy ona ostatnich chwil życia ludzkiego, przedstawionych w sposób bezstronny i obiektywny. Nie sposób na przykład wytłumaczyć jak to możliwe, że wielu ludzi operowanych, będąc w stanie narkozy, słyszeli i widzieli to co się działo na sali operacyjnej, a nawet w innych pomieszczeniach. Widzieli nawet jakby z zewnątrz swoje ciało, do którego nie chcieli już wracać. Wszystkie te osoby pozbyły się lęku przed umieraniem, jednakże nie lubią opowiadać o swoich przeżyciach z obawy przed tym, co powiedzą na to inni ludzie, którzy tego nie doświadczyli, co oni. Do tej pory śmierć kliniczna była nieodłączna od śmierci biologicznej. Obecnie technika medyczna posunęła się tak daleko, że potrafi ratować niejednokrotnie nawet tych ludzi, którzy dosłownie otarli się o śmierć, którzy jakby stanęli na progu śmierci, chociaż go jeszcze całkowicie nie przekroczyli. W przyszłym roku będziemy obchodzić jubileusz dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa. W ciągu całej historii naszej religii żyło ogromnie wielu ludzi, którzy nie bali się śmierci, a właśnie swoją postawą życiową i swoją śmiercią udowodnili, że wierzą w życie wieczne. Są to rzesze świętych i błogosławionych, wśród których na pierwszy plan wybijają się postacie męczenników - ludzi, którzy przelali krew dla Chrystusa, którzy oddali swoje życie doczesne, aby zachować wieczne. W tym roku, 13 czerwca, będzie miało miejsce bezprecedensowe wydarzenie - bowiem podczas pielgrzymki do Ojczyzny Ojciec św. dokona beatyfikacji 108 polskich męczenników z okresu II wojny światowej. Oni oddali swoje życie, by ratować innych, by nieść posługę miłości cierpiącym i przeznaczonym na śmierć. Zostaną wyniesieni na ołtarze, gdyż prowadzili święte życie a po ich śmierci za ich przyczyną dokonywały się cuda, których nie da się wytłumaczyć ludzkim rozumem. Zachęcam gorąco do zapoznania się z ich życiorysami, które będą na pewno dostępne w niedługim czasie, tym bardziej, że wśród tych męczenników są nie tylko osoby duchowne, biskupi i księża, ale także osoby świeckie - jak choćby Marianna Biernacka, która oddała swoje życie za synową i została rozstrzelana przez hitlerowców 13 czerwca 1943 r. Przykłady osób, które oddały swoje życie dla ratowania innych nie trzeba szukać daleko. W dzisiejszym wydaniu tygodnika "Niedziela" z 21 lutego na str. 26 znajduje się artykuł zaytułowany "To był anioł". Czytamy w nim:
"1,5 tys. ludzi przyszło 3 lutego br. na pogrzeb tragicznie zmarłej 28-letniej pielęgniarki Beaty Zielińskiej, pracownicy Caritas w Tychach. "To był anioł" - mówią ci, którzy ją znali. Tragedia wydarzyła się 29 stycznia br. Nad ranem w tyskim wieżowcu przy ul. Dębowej wybuchł pożar. Beata Zielińska poczuła w swoim mieszkaniu dym. Otworzyła okna i wyszła z mieszkania, by pomóc swojej sąsiadce - młodej lekarce i jej maleńkiemu dziecku. Kiedy przyjechała straż pożarna, sąsiadka i dziecko były nieprzytomne, ale żyły. Beata - już nie. Jej mieszkanie nie ucierpiało. Gdyby w nim została, ocaliłaby swoje życie. Dla otoczenia ta śmierć była szokiem. Wszyscy znajomi pielęgniarki podkreślają, że było to jakby ukoronowanie życia pełnego bezinteresownej miłości.
Na szczęście nie tylko męczennicy mogą dostać się do nieba. Nawet ludzie, których byśmy o to nie podejrzewali, mogą być zbawieni. Przypomnijmy sobie choćby znamienny przykład z Męki Pańskiej: Oto jeden z łotrów, którzy byli ukrzyżowani razem z Jezusem, w ostatniej godzinie swojego życia żałował za swoje złe uczynki i powiedział: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa". A Jezus mu odpowiedział: "Zaprawdę powiadam ci, dziś ze Mną będziesz w raju". Mówiąc tak wiele o śmierci warto wspomnieć o tym, że wśród różnych wspólnot i grup religijnych istnieje specjalne stowarzyszenie Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci, znane jako "Apostolstwo Dobrej Śmierci". Jest to zrzeszenie modlitewne, które przygotowuje do godnego, chrześcijańskiego umierania. Zostało ono zatwierdzone przez papieża św. Piusa X w 1908 r. Członkowie Stowarzyszenia upraszają wiernym wytrwanie w łasce uświęcającej, grzesznikom nawrócenie, wszystkim zrzeszonym dobrą i świętą śmierć oraz powierzają Matce Bożej ostatnie chwile życia. Obecnie w Polsce należy do tego stowarzyszenia 220 tysięcy ludzi - najwięcej w diecezji gliwickiej. Największą pomoc jaką możemy okazać dla zmarłych i umierających to zamówienie w ich intencji Mszy św., zwłaszcza Mszy św. gregoriańskiej. Polega ona na odprawieniu 30 Mszy św. codziennie każdego kolejnego dnia za tę samą osobę. Pierwszy raz odprawił ją papież św. Grzegorz Wielki za duszę zmarłego krewnego. Po odprawieniu trzydziestej Mszy św. ukazał mu się ten zmarły dziękując mu za wybawienie z czyśćca jego duszy. Warto przy tej okazji przypomnieć sobie, kiedy my sami ostatni raz zamówiliśmy jakąś Mszę św. za zmarłych z naszych rodzin. Może oni do tej pory na nią jeszcze czekają. Niestety, czas biegnie nieubłaganie i wypadałoby już kończyć aby nie nadużywać cierpliwości. Dlatego na zakończenie przypomnę, że nie trzeba bać się śmierci, chociaż to jest trudne. Natomiast trzeba się dobrze do niej przygotować - przez codzienną modlitwę, jak najczęstsze przystępowanie do spowiedzi i Komunii św., a także przez udział w bractwach i wspólnotach modlitewnych. Dobrze jest także zamówić dla siebie Mszę św. w intencji o dobrą śmierć. Trzeba czytać Pismo św. oraz wartościowe książki i czasopisma religijne, które pogłębiają naszą wiarę i zachęcają do życia w łasce Bożej. A wszystko po to, aby któregoś dnia, o którejś godzinie - o której wie tylko sam Pan Bóg - tak po prostu spokojnie zamknąć oczy i otworzyć je na tamtym świecie i ujrzeć Pana Boga twarzą w twarz i móc cieszyć się tym widokiem przez całą wieczność. Amen.
|